STOMIK MOŻE - Szymon - motocyklem przez Bliski Wschód - dzień 7. - Iran - Kandovan

Lut 202426

Dziennik podróży. DZIEŃ 7. W drodze do Sziraz, kolejnym punktem na mapie Szymona okazała się starożytna wioska Kandovan.
Jako, że całą sobotę Szymon spędził w Tebriz, łącząc małą regenerację własną i motocykla, który złapał awarię, co opisane zostało w poprzednim wpisie, pomijając stacjonarną sobote w Tebriz, dziś opisujemy niedzielę. Czyli dzień końca wymuszonego postoju.

dzien-7-kandowan-1.jpg

Mimo błękitnego nieba i doskonałej widoczności, pogoda tylko na zdjęciach wyglądała tak sielankowo. Tego nie widać na fotkach, ale w rzeczywistości ziąb był okrutny. Tebriz żegnało Szymona raczej chłodno. - 8 stopni na termometrze nie zachęcało do dywagowania, czy zostać tu na obiad z deserem.

dzien-7-kandowan-2.jpg

Pierwszym celem po opuszczeniu Tebriz była wioska Kandovan. To niezwykłe miejsce, bo wiele domostw, jakie się w nim znajdują, wykute zostały w skale. Choć w rzeczywistości ta osada wygląda jak krajobraz dystopijnego filmu SF, w rzeczywistości, od wieków, wciąż mieszkają tu ludzie.
Wielką tajemnicą pozostaje, jak niebywały hart ducha trzeba mieć, by żyć w tym wymagającym i trudnym miejscu, w tak absolutnej harmonii z surową naturą. Gdy Szymon przybył do Kurdovan było pogodnie lecz bardzo zimno - temperatura oscylowała w okolicach 0 stopni.

dzien-7-kandowan-3.jpg

Najstarsze skały, które tworzą tę niesamowitą, unikatową osadę powstały około 6000 lat temu. Z kolei najstarsze domostwo w Kandovan liczy sobie około 700 lat.
Choć kraina ta przyciąga wielu turystów, życie płynie tu bardzo spokojnie, a ludzie są mili i życzliwi, o czym Szymek przekonał się niebawem.

dzien-7-kandowan-4.jpg

To tu, w Kandovan, pokonując wzniesienie, Szymek zaliczył niegroźny wypadek. Motor nie wytrzymał konfrontacji z oblodzoną kostką brukową. Wywrotka nie była groźna, a zaraz obok znaleźli się ludzie, chcący pomóc.

dzien-7-kandowan-5.jpg

Kolejnym celem podróży był Sanandaj, stolica irańskiego Kurdystanu. Tam, kolejny raz Szymon miał okazję przekonać się, że życzliwość Irańczyków i tu jest równie ciepła i szczera, tak, jak w miejscach, które odwiedził wcześniej. Także tu, w Sanandaj, obcy, samotny motocyklista daleko od domu, mógł doświadczyć empatii i gościnności. Bariera językowa, choć pewnie utrudniała – to nie uniemożliwiła gestów dobrej woli, a takim był kubek gorącej herbaty dla zziębniętego obcokrajowca na motorze. Na gorącą kawę zaprosił Szymona sprzedawca na stacji paliw, gdzie tankował on paliwo do swojej Yamahy.

dzien-7-kandowan-6.jpg

Do Sanandaj, Szymon dotarł późno. Zaczynało się ściemniać. Droga do miasta wiodła wymagającą, trudną trasą przez góry Zagros. Temperatura skakała, jednak – zawsze w dół – między 0 a -8 stopni. Wiał porywisty wiatr i padał śnieg.

dzien-7-kandowan-9.jpg
 
dzien-7-kandowan-10.jpg
 

Najlepszym rozwiązaniem było znalezienie noclegu i przeczekanie nocy w bezpiecznych warunkach. Tym razem padło na hotel, za noc w którym Szymek zapłacił 20 milionów riali.
Choć brzmi to ekscytująco, przestaje szokować, gdy przeliczy się, że ta zawrotna kwota stanowi wartość zaledwie 40 dolarów. Tak czy inaczej, hotel wart był swojej ceny:

dzien-7-kandowan-7.jpg

Była ciepła woda i wygodne łóżko – mała ale miła odmiana po noclegach na podłodze, jakie często zdarzały się Szymkowi, podczas korzystania z gościnności w domach Irańczyków.

Tekst Iza Janaczek
Foto Szymek Bogdanowicz

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na