15 Listopad 2024
05-03-2023 przez Iza Janaczek
"Nic dwa razy się nie zdarza i dlatego z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny(…)", pisała nasza noblistka Wisława Szymborska i rację miała co najmniej w 100 procentach.
Urodziliśmy się, a właściwie - zostaliśmy urodzeni i to był początek… Wtedy się zaczęło to, co doprowadziło nas do dnia dzisiejszego, choć w tamtym momencie nie byliśmy tego absolutnie świadomi. Pierwszym krzykiem domagaliśmy się tlenu i pożywienia. To był cel i sens małego czerwonego od krzyku tobołka, jakim byliśmy…
Czy dużo się od tego czasu zmieniło? I tak i nie… Urośliśmy trochę, przybraliśmy tu i ówdzie, wyrosły nam włosy lub wprost przeciwnie, znów ich nie ma. Nauczyliśmy się mówić, poruszać i samodzielnie myśleć. Nadal jednak do życia potrzebujemy tlenu i pożywienia - głównie, bo z wiekiem rzecz jasna ewoluowaliśmy i teraz, obok tych absolutnych podstaw, ważne są dla nas jeszcze inne rzeczy.
Po odłożeniu na bok tego, co materialne, zostaje nam własna głowa a raczej to, co w nią przez lata wkładamy, świadomie lub nie.
Czy jest w niej jasno od dobrych myśli, czy raczej potykamy się co krok, w ciemnościach, jakie jej fundujemy, świadomie lub nie?… Jak? Zupełnie niewinnie, głównie przez złe, zadręczające nas myśli:
znów schudłam przez chorobę a koleżanki z biura obok nie zostawią tego bez złośliwego komentarza"; "zawaliłam termin oddania pracy na zajęcia u profesor XYZ, to już drugi raz, ale nie byłam w stanie, nie miałam sił się tym zająć"…, "w przyszłym tygodniu wyjazd integracyjny z pracy, co, jak inni się dowiedzą, że mam stomię? Przecież nikt nie wie i niech tak zostanie"…
Każdy dzień jest dobry na to, by pomyśleć jak to się wszystko zaczęło i w zależności od tego, jakie wnioski wyciągniemy z tego błyskawicznego rachunku sumienia, trzeba zrobić wszystko, by znów włączyć sobie światło, lub podkręcić jasność, gdy zaczyna przygasać ;) Czasami wystarczy bardzo niewiele, by znów pojawiła się ta właściwa iskierka lub choć solidne pod nią podwaliny: "-dawno Cię nie widziałam, świetnie wyglądasz"; "-jestem z Ciebie dumny, stomia w żaden sposób tego nie zmieniła", "może jakaś kawka razem, co powiesz na przyszły piątek, miło będzie znów z Tobą pogadać", "-to był naprawdę pyszny obiad…"…
I najpiękniejsze jest to, że te niematerialne tabsy działają bez względu na to, czy się je bierze, czy się je daje.
Słowa, są ważne, mogą zarówno zbudować jak i zniszczyć dobro w naszych głowach, bo – tu fakt numer dwa, (po słowach, Szymborskiej, które w wykonaniu Kory Jackowskiej, wciąż mi się dziś nucą), WSZYSTKO MAMY W GŁOWACH - dobre i złe myśli, to one budują nam dzień, tydzień i całe życie.
To one pomagają wyjść z choroby, bądź, walnie przyczyniają się do tego, by wpaść w tę pierwszą lub kolejną.
Skoro więc kropla drąży skałę może warto pozwolić sobie na mały eksperyment? Póki jeszcze czas, póki jeszcze poradzić sobie możemy sami. Zróbmy coś totalnie absolutnie szalonego. Po przebudzeniu, stańmy rano przed lustrem i pomyślmy sobie jedną miłą rzecz – i żeby nie było za prosto – pomyślmy ją o sobie samym / samej. Jeśli nawet ktoś z nas poczuje się podczas tej czynności co najmniej idiotycznie i z tego powodu się uśmiechnie, do własnego oblicza - eksperyment będzie udany! :)
A potem, idąc za ciosem, powiedzmy coś miłego komuś bliskiemu :) Ja wiem, że oni to przecież wszystko wiedzą; żona wie, że dobrze gotuje, przyjaciółka, że świetnie wygląda, a brat, że jest doskonałym słuchaczem, przecież słyszeli to całkiem niedawno, czyli… zaraz… jakieś sto lat temu?!
No właśnie… A co jak zapomnieli, albo boją się, że już wcale tak nie myślimy?? Może warto więc powtórzyć to raz jeszcze, wszak, takie rzeczy się nie nudzą, a kto wie, może w ten sposób włączy się mocniejsze światło, nie w jednej a w dwóch głowach. Coś w stylu: "DOBRE SŁOWO: dajesz jedno, dwoje korzysta". Taka promocja! ;)
Ja wiem, że czasy trudne, że wszyscy w mniejszym lub większym stopniu czujemy się jakbyśmy wpadki do króliczej nory zamiast Alicji z Krainy Czarów, że życie gra z nami w berka, tylko trudno się zorientować, kto goni a kto jest goniony, ale właśnie dlatego to jest dobry moment, by "rozjaśnić" głowy, na przekór aurze, która idzie na rekord, jeśli chodzi o ilość dni w kolorze mopa… Światło, to za oknem i to wewnątrz jest nie do przecenienia. Nie tylko ogrzewa, ale też rozświetla mrok… Już w bajkach miało wielką moc – wszak w jego blasku ginęły różne podejrzane stwory i zło samo w sobie…
Zajęci, przejęci i w ciągłym "niedoczasie" pędzimy wciąż do przodu, mijając kolejno stacje:
"uwaga, nadchodzą kłopoty";
"jak nie zwolnisz, będzie jeszcze gorzej";
"serio, nie widzisz, że zmierzasz ku przepaści?"
"to już naprawdę ostatni dzwonek, prrr szalony!"…
Najważniejsze, to, by nie wjechać na stację "a nie mówiłam".
Póki jej nie widać za zakrętem, mamy jeszcze czas. Czas na dobre myśli i na dobre słowa, dla siebie i dla innych. Na plany, by znów zrobić to, co kiedyś tak bardzo cieszyło, co powodowało, że chciało się żyć i walczyć z przeciwnościami, jakich na naszej drodze przecież nigdy nie brakowało. Co pomagało utrzymywać jasność i dobro we własnej głowie. I nie jest ważne, że to było przed chorobą, albo - przed stomią… Ważne, że było i że działało… A co to było? Nic wielkiego, ot takie zwykłe radosne punkty światła, pomagające nie zgubić drogi do celu, pośród licznych manowców:
-spontaniczny wypad nad jezioro,
-długi spacer z psem po lesie, a nie tylko 5 minutek tuż przy bloku,
-pogaduchy po świt i śmianie się z byle czego,
-ciepły budyń z soczkiem, gdy zmarznięci wracaliśmy z pracy,
-dobra książka i gorrąca herbata lub ulubione wino,
-chwila z muzyką
-telefon do mamy,
-zdrowy sen bez budzika, choć w sobotę…
Co się stało, że przestaliśmy to robić? Co się zmieniło, że nie ma na to czasu, w czasie, gdy tyle fajnych rzeczy, promocji i konkursów ma nam ten czas zorganizować i umilić?
Owszem, dla poprawy nastroju, chodzimy na shopping, może jeździmy do spa, albo od czasu do czasu pozwalamy sobie na pożarcie wielkiego pudełka lodów pistacjowych… I może niektórym to wystarcza jednak, inni, mimo tak wspaniałych doznań, nadal czują się jakoś tak "niedoszczęśliwieni".
Jakby wybudowali dom, tylko nie zwrócili uwagi, że na piasku, zamiast na zwięzłej glebie, przez co każdy jeden przypływ powoduje, że dom się powolutku zapada, maleje, by z czasem, być może, nawet całkiem zniknąć… Tym przypływem może być kolejna zła myśl, gorsze rokowania w chorobie, na którą cierpisz, bolesny, totalnie niesprawiedliwy komentarz, choćby w związku z tym, że masz stomię… I choć jakoś sobie do tej pory radzisz z tym faktem, mniej lub bardziej pewnie się z nią czując, takie słowa powodują, że złe myśli, znów biorą górę, że wyłączają światło, które z takim trudem chroniłaś…
Zima, to może nie jest rewelacyjny czas na szukanie motywacji, po prawdzie, to na pewno nie jest dobry czas na takie rzeczy ;) Wszędzie zimno, ciemno i jedyne, o czym się marzy, to by zapaść w zimowy sen i obudzić się z pierwszym trelem skowronka.
Jednak, skoro nie ma takiej opcji trzeba działać, żeby do cna nie zgubić drogi i to nie tej na końcu świata, lecz we własnej głowie. Zatem, kiedy, jak nie teraz?
Dzień dobry, dobrzy ludzie :)
Napisz komentarz