20 Grudzień 2024
18-06-2023 przez Iza Janaczek
Czas letni to tak fajny czas.
Robimy plany. Kupujemy wakacje marzeń lub organizujemy je sami. Nierzadko trochę po taniości, co wcale nie znaczy, że gorzej. Część z nas robi tak co roku, pakując rodzinę do samochodu i jadąc tam, gdzie wspaniale. Choć na horyzoncie cudne jodły zamiast strzelistych palem. Choć woda nawet w środku lata daleka jest temperaturowo od tej, która jest gdzieś daleko, za wieloma górami i palmami i nawet wczesną wiosną zaprasza do kąpieli.
I choć często realia ciut inaczej się prezentują niż marzenia, to i tak nie tracimy ducha. Wolne, to wolne. Nawet, jeśli te cudne wakacje w głowie miały barwy słońca, zieleni lasu i wszechogarniającego lazuru a w realu kolor ten jest z gruntu nieokreślony, bo mokry. Tak czy owak. Jako się rzekło, wolne to wolne. Załóżmy więc, że będzie tak, jak w naszych marzeniach. Słonecznie, ciepło, przejrzyście, błękitnie i - wspaniałe.
Co zapakować, by było idealnie i by naprawdę nic nie zakłóciło wspaniałego czasu relaksu? Statystyczny człowiek pakuje się w zależności od wybranej destynacji.
Inaczej pakujemy się w dalekie zamorskie kraje, gdzie ciepło nawet zimą....Wtedy walizy pełne są kreacji na każdą porę dnia. Na czas śniadaniowy. Obiadowy. Na popołudniową kawę. A także na kolację połączoną z zabawowym wieczorkiem. To chyba jedyny taki czas, gdy tango przeplata się z muzyką latino, a to wszystko z disco polo, bez względu na to, czy hotel ma 4 czy więcej gwiazdek ?
Zakładając, że będzie wspaniałe, zabieramy więc bagaż, a w nim, wszystko, co może się przydać.
By niczego nie zapomnieć robimy listy kontrolne. Odhaczamy i pakujemy karnie, to, co absolutnie niezbędne. I - już. Gotowi do drogi. Mamy walizę lub nawet dwie. Pełne są kreacji, książek, kolorowych gazet, kosmetyków przed i po kąpieli słonecznej i jeszcze wielu potrzebnych rzeczy lecz wciąż nie ma w nich tego, co najważniejsze…
Zabieramy wszystko a nawet więcej, bo najważniejsze, to być przygotowanym na każdą okazję.
Mamy więc coś na biegunkę podróżnych, na kaszel i katarek. Na deszcz i na spiekotę. Na odcisk i na dziurę w moście. Jednak, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy, zabieramy też to, czego nie ma na liście. Co jest niewidoczne ale zawsze się zmieści: zmęczenie, złość, znudzenie i zniecierpliwienie.
Umordowani pakowaniem w pędzie, patrzymy na swoje dzieło. Przezornie mamy wszystko a nawet więcej. Jednak, choć walizy pełne, choć my gotowi na podbój świata, to często i tak bawimy się jakoś średnio i wracamy z niedosytem…
O co może chodzić? Może tylko i aż o to, co zaginęło podczas akcji: "wyjeżdżamy na urlop"?
Może w całym tym radosnym zamieszaniu znów zabrakło… nas samych…
I tego, co napędzało nas kiedyś… Pasji wspólnego planowania i wspólnego patrzenia w jednym kierunku. Jak kiedyś, w innym życiu, gdy wszystko było jakieś mniej skomplikowane i w ogóle prostsze. Gdy cieszyły spacery za rękę i wspólne biesiadowanie. Zarówno przy stole rodzinnym, jak i przy stole życia. I choć, być może, nie było tak barwnie, egzotycznie i prestiżowo, jak dziś, to było wspólne, prawdziwe i w ogóle było "razem"...
W tym nowym życiu i owszem stać nas na lepsze wakacje niż kiedyś. Pijemy lepsze drinki, lub pijemy drinki w ogóle i smarujemy się droższym kremem niż kiedyś. Siadamy nie pod gruszą, czy brzózką, a pod palmą. Zmęczeni całoroczną drogą do tego, by tu być, patrzymy w wodę, w drinka lub w telefon i cudem odnajdujemy siły na kontakt z całym światem, jaki w nim mamy. Jakby kontakt ten, w czasie rzeczywistym, z ludźmi, tam, daleko w rodzinnym kraju, zamiast z osobą tuż obok na leżaku, był czymś, bez czego nie da się celebrować w pełni urlopu.
Mamy siłę i ochotę na wirtualne kontakty, ale na te żywe, ciepłe, często już nie. Nie mamy zarówno sił jak i energii na wspólną radość i rozmowę z tym, z którym dzielimy sen, urlop i cały ten człowieczy los.
Te zespalające nas cechy zgubiły się gdzieś, fatalnie zapodziały, pomiędzy kolejnymi rzeczami, które "trzeba" i "wypada" i "musimy". Zabrakło tych ważnych wartości, tak samo, jak czułości, cierpliwości i wspólnych tematów. Bo przecież to w końcu może poczekać. Na to będzie jeszcze czas. To się da jakoś odkręcić. Czy zawsze i czy na pewno?
Często na odkręcenie całego trudnego roku, albo i nawet wielu lat mijania się przy posiłkach i czasem w weekendy, dajemy sobie kilka szalonych dni urlopu, sądząc, że to wystarczy. Często okazuje się jednak że - nie....
No więc, co poszło nie tak, skoro kiedyś, całe życie temu, było inaczej?
Może wtedy nie było tak daleko i nie tak ekskluzywnie… Nie było też, może fantazyjnych drinków i wycieczek, które ktoś zaplanował od "a do z" za nas. A zamiast palmy może była grusza u ciotki Jadzi w ogródku.
Może nie było hotelu z czterema gwiazdkami, było za to milion gwiazd, rozrzuconych po nieboskłonie. I śmiech był o północy. Beztroski i zaraźliwy. I wspólne układanie marzeń do snu w naszych własnych ramionach.
Co się więc stało? Dlaczego dziś walizka prócz fajnych ciuchów, kosmetyków i fantazyjnego kapelusza mieści się też złość, bezsilność, brak cierpliwości i wyrozumiałości. I to nie tylko dla kogoś z kim popełniamy tę kolejną przygodę życia, ale też, a może przede wszystkim, dla nas samych.
Bo to właśnie dla siebie samych jesteśmy zarówno najbardziej wymagającymi szefami jak również najbardziej srogimi sędziami.
Czy zatem dalekie wyprawy, elegancki basen, miękkie hotelowe ręczniki i drinki z palemką to coś złego? Nie, absolutnie… To bardzo fajny pomysł na błyskawiczne dopieszczenie obolałego i zmęczonego "ja".
Coś się jednak z nami stało, skoro to wszystko nie daje tyle radości, co przesłodzony kompot gdzieś w góralskiej karczmie, czy widok morza, tak po prostu, złocącego się zachodem słońca. Te rzeczy cieszyły kiedyś, w poprzednim życiu. Kiedy wszystko było jakieś prostsze. Teraz... Teraz jest po prostu inaczej. Trzeba iść z duchem czasu... Czy jednak daje nam to radość i spełnienie? Ale tak naprawdę czy daje?
Co się podziało, że mając tak dużo, jednocześnie mamy coraz mniej?
Coraz mniej czasu…szans na szczęście…pomysłów, jak je osiągnąć i gwiazd, które te nasze marzenia oświetlają? I żaden drink, czy to alkoholowy, czy fantazyjnie podany soczek, nie jest w stanie na dłużej poprawić sytuacji.
I to wcale nie jest tak, że nieszczęśliwi jeżdżą na all inclusive a spełnieni w Tatry czy własnym sumptem, nad Bałtyk. Kryzys niedoczasu i niepamięci dobrych i szczęśliwych chwil dopadł nas wszystkich. Równo , równiuteńko... Bez względu na wiek, płeć, poglądy, budżet wakacyjny i preferowany kierunek.
By nie czuć mentalnego kaca mimo, że w szklance tylko soczek, dobrze by było na te dalekie wakacje zamiast torby ze zmartwieniami, pretensjami do siebie nawzajem i zniecierpliwieniem zabrać po prostu - siebie...
Wtedy powinno znów być prościej ogarnąć rzeczy, które kiedyś cieszyły, liczyć gwiazdy, śmiać się z głupot. I znów patrzyć. Razem. W tym samym kierunku…..
Podróże są fajne. Nawet bardzo. I nie jest istotne, czy to wypasiony all inclusive gdzieś za górami i za palmami, coroczny urlop nad Bałtykiem czy szalony wypad pod namiot w krainę jezior.
I nie ma znaczenia ile pieniędzy przeznaczymy na ten czas, lecz ile czasu i uwagi.... Sobie i komuś, z kim planujemy spędzić te wakacje.
Bardzo łatwo jest doradzić, by frustracje, niepokój i stres zostawić w domu. Nie pakować ich do walizy z kieckami na wieczorek taneczny.... Tak, radzić jest łatwo. Gorzej wykonać... Zwłaszcza, gdy te wakacje życia trwają bez mała tydzień, bądź szalone 10 dni.
Jak przestawić głowę na tryb relaks, gdy 51 tygodni żyje się w trybie: "stres, pośpiech, niedoczas?"
Nie ma na to właściwej odpowiedzi.... A kto uważa, że jest, nigdy w takiej sytuacji nie był - w myśl polskiego przysłowia: "nie zrozumie syty głodnego". Dlatego zamiast dawać prawie niewykonalne rady, które powodują jeszcze więcej stresu i zaniżają samoocenę, warto spróbować zrozumieć i stojąc z boku, nie narzucając - pokazywać możliwości, jakie pojawiają się, gdy człowiek sobie samemu trochę odpuści.
Od czego zatem zacząć pakowanie? Od kawy, herbaty i chwili oddechu. Dla siebie. Taka pauza świetnie nastraja do zmiany opcji "muszę" na opcję "mogę", o czym już tu pisałam.
A co zabrać na wakacje? A raczej, czego nie zabierać, bo z tym raczej mamy mały problem... Nie zabierajmy gniewu, frustracji i pośpiechu. Na pierwszy rzut oka, to bardzo proste do wykonania, po zastanowieniu - prawie niewykonalne. Bagaż mentalny to coś, co trudno zostawić w domu i zamknąć drzwi na klucz.
Żyjąc 51 tygodni w stresie trudno tak po prostu w ciągu kilku chwil przejść pełną transformację. To w zasadzie prawie niewykonalne. Można znieczulić się drinkami lub dwoma. Można tańczyć po świt ale często to tylko próba zakrzyczenia tkwiącej w nas zadaniowości, którą hodowaliśmy w głowie przez cały ten rok. A może i , przez rok poprzedni i wiele innych.
Nie potrafimy też odpuścić z innego powodu, a w zasadzie z innych powodów. Ich symptomy rozpoczynają się od myśli: "-co inni powiedzą?", "-stać mnie, a co!", "-i znów zepsułeś fotkę i trzeba powtarzać, a wiesz, że chciałam ją wstawić na insta"...
Stawiamy sobie samym oczekiwania, jakie mają wobec nas inni, lub jak nam się wydaje, że mają.... Często nie żyjemy życiem w pełni, lecz wykadrowanymi fotkami pokazywanymi w socialmediach. Ku chwale innych. Nie dla własnej przyjemności.
Patrząc tymi kategoriami, poziom szczęścia określa nam ilość reakcji na nasze wypasione wakacje wrzucane do sieci w trybie rzeczywistym.... Brak serduszek odbiera humor i radość z wypoczynku. Po prostu. Goniąc za idealnym króliczkiem nie umiemy się cieszyć nawet wtedy, gdy uda nam się złapać go za puchaty ogon. Wciąż podnosimy sobie poprzeczkę. A szkoda. Bo żyjąc w pełni, żyjemy życiem własnym. To cieszy i daje napęd. Inspiruje i motywuje. Bo skoro możemy być swoimi najbardziej wymagającymi pracodawcami i najbardziej surowymi sędziami dlaczego, dla odmiany, nie zostaniemy własnymi namawiającymi do życia w zgodzie z sobą - motywatorami?
Skoro biblijny Dawid pokonał Goliata, może i my mamy szansę przez tydzień zmienić to, co narosło nam w sercach i głowach przez 51 wcześniejszych? Nie, nie od razu... Powoli, metodą prób i błędów...
Urlop to czas szaleństw i rzeczy, jakich nie robimy na co dzień.... Warto spróbować i tego, by być sobą i tego, by sobie choć trochę odpuścić. A mając taką bazę powolutku, metodą prób i błędów, damy radę coś zmienić, tak, by być może w swym odbiciu w lustrze zobaczyć kogoś, kogo straciło się z oczu dawno temu.
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
Napisz komentarz