11-07-2023 przez Iza Janaczek
Lubimy je bardzo, A jeszcze bardziej lubimy je planować i wyobrażać sobie jak będzie cudownie. Często też planujemy tak mocno, dokładnie i usilnie, że - przeszacowujemy. Nie, nie dlatego, że Tajlandia wcale nie taka ładna, a na Zakynthosie niebo bardziej błękitne w internecie niż w realu. Problem polega w tym, że czekając tak długo, fantazjując na ten konkretny temat i dostając de facto to, na co czekaliśmy nie jesteśmy do końca zadowoleni, bo liczyliśmy, że będzie nieco inaczej. Nie - lepiej, nie - gorzej, ale właśnie - inaczej. Po prostu. Jest fajnie, nie żeby coś, no ale... hmm... liczyłam, że będzie jakoś tak, no sama nie wiem... Inaczej?...
O co mi konkretnie chodzi? Już wyjaśniam.
Ostatnio szukając w internecie czajnika (mój się zepsuł, chciałam kupić nowy) trafiłam do sklepu z rzeczami do domu. To był znany każdemu portal aukcyjny. Każdy sprzedawca jest tam oceniany komentarzem. I każdy klient ma prawo wystawić ocenę danemu produktowi. Sprzedawca, u którego chciałam kupić czajnik dostał 2 gwiazdki na 5 za mopa z wiaderkiem. Komentarz do tej oceny brzmiał: "nic specjalnego, mop tępo jeździ po podłodze".
Przyznam, że ciut mnie to skonfundowało. Skoro mop jeździ tępo po podłodze, to co będzie robił czajnik? Wygrała ciekawość. Kupiłam. Wnioski? Trzymając się tego toku myślenia: mój czajnik zwyczajnie gotuje wodę, jakoś tak normalnie i bez efektu wow... Rozważam, czy nie reklamować... ;)
A tak poważnie właśnie, o to mi chodziło.
Podróże dzielą się na te w głąb siebie - potocznie zwane "życiem". I na te na zewnątrz – przed siebie - potocznie zwane "podróżowaniem". Innymi słowy - te w głowie i te po świecie, bliższym lub dalszym. I w sumie, bez względu na to, jaka i gdzie ta podróż, bardzo często efekt jest taki sam: "spodziewałam się / oczekiwałem czegoś innego"... Może bardziej błękitnego nieba, lub bardziej szafirowej wody, czy bardziej sypkiego piasku... A w przypadku podróży do własnego wnętrza: pełniejszych doznań, większej adrenaliny, lub odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania. Trudno powiedzieć o co chodzi, bo często sami nie wiemy, jak sprecyzować to: "inaczej" ;)
W przypadku tych pierwszych podróży szczególnie wiele opcji nie ma. Po prawdzie, nie ma żadnego pola manewru. Jakbyśmy nie kombinowali i się starali, to w zasadzie, do tej wyjątkowej podróży nie da się tak od samego początku przygotować.
Dlaczego? Bo patrząc ciut filozoficznie, nasze życie jest jedną wielką podróżą, która zaczęła się trochę bez naszego świadomego udziału, w dniu narodzin. I trudno doszukiwać się tam jakiegoś wielkiego naszego wkładu. Urodziliśmy się, bo ktoś tak zdecydował, albo i z powodu przypadku, co też się zdarza i naprawdę niczego nie przesądza. Tak czy owak, w tamtym czasie interesowało nas, by było ciepło, sucho w śpiochach i pełno w brzuszku. Owszem z czasem zaczęliśmy dostrzegać więcej. I tu zaczyna się etap podróży, gdzie minimalnie mogliśmy korygować jej kurs i wpływać na jej jakość. Tak więc, wyrastając i dorastając snuliśmy pierwsze plany. Podejmowaliśmy samodzielne decyzje. Każda z takich decyzji, była ważna. Zarówno ta maleńka i nie mająca żadnego wpływu na bieg świata, jak i ta wielka mająca wpływ na bieg naszego życia.
Te decyzje to przystanki w wielkiej podróży życia. To czas na korektę kursu, na chwilę dystansu i zastanowienia się, co robić dalej, by nie wypaść z trasy. Bo w przypadku tej konkretnej podróży, możemy co najwyżej korygować kurs. Tu nie da się wysiąść, zrobić chwilową pauzę i zacząć od nowa, w wybranym przez nas momencie. Kiedyś tam. W bliżej nieokreślonym czasie... Życie tak nie działa. Nie pozwala nam na przerwę. I nawet, gdy robimy pauzę, ta rozpoczęta tuż po narodzinach podróż trwa nadal, tylko wtedy bez naszego świadomego udziału. Im dłuższa pauza, tym dłużej wszystko biegnie tak jakoś bez większego celu.
W przypadku tych drugich, mamy zdecydowanie większy wachlarz możliwości. Podróż przed siebie to taka podróż w podróży. Ale w tym konkretnym przypadku, możemy ją, choć z grubsza zaplanować ;)
W ogóle, bardzo często podróż kojarzymy z wakacyjnym urlopem. 7-10-14 dniowym. Tylko i li. A szkoda, bo podróżą może być wyjście – wyjazd do lasu, nad rzekę czy do parku. Owszem, to podróż mniejszego kalibru i nie wymagająca takiego nakładu czasu. Może mniej prestiżowa i nie tak social mediowa, ale ale – to wciąż podróż. I choć krótka, to wcale nie mniej piękna.
Tymczasem, pozostając w temacie wyjazdu urlopowego. Pakujemy walizy i ruszamy. Albo w znane, odwiedzane co roku miejsca, albo totalnie w nowe destynacje. Jedziemy sami. Tylko z rodziną, albo z grupą przyjaciół lub prestiżowo i bez troski - z biurem podróży. Tak czy owak, już sama myśl o tym, że wyjeżdżamy i zmienimy otoczenie, na chwilę odrywając się od rutyny działa na nas ożywczo.
Skąd to przeświadczenie, że podróż jest dopiero wtedy podróżą, gdy jedzie się daleko? Być może wynika to z pewnej tęsknoty za tym, czego nie mamy na co dzień. A może z pragmatyzmu, pewnego wygodnictwa i trochę z braku wyobraźni. Co smutne, dwie ostatnie propozycje dyktowane są pędem, jaki sobie wrzuciliśmy pracując dużo za dużo...
Dlatego, nie planując już żadnej zdrowej aktywizacji długo przed urlopem, jak mantrę powtarzamy: wyśpię się - na urlopie. Wtedy też nadrobię czytanie, będę biegać, zdrowo się odżywiać i medytować.
Tak. I to wszystko na urlopie, który trwa 7-10 lub szalone 14 dni... Przy czym często dwa dni schodzą na podróż tam i z powrotem więc trudno je wliczać w czas wypoczynku.
By nie zostawiać sobie wszystkiego na czas urlopu, warto poćwiczyć wcześniej. Wybrać się na weekend nad jezioro. Czy z przyjaciółmi w Bieszczady . Zabrać ulubioną książkę i posiedzieć w parku.
Dla wielu, to nie podróż. I dlatego nie ma sensu. Bo przyjęliśmy z gruntu błędne założenie, że podróż jest wtedy, gdy mamy do czynienia z efektem woow. I to nie u celu podróży, ale już podczas chwalenia się naszym znajomym – gdzie jedziemy. Z resztą, co paradoksalne, z tymi ludźmi, od których często chcieliśmy odpocząć, jesteśmy w kontakcie non stop od momentu wyjazdu aż po powrót, relacjonując w trybie bieżącym, jak nam wspaniale. Coś z cyklu: pracuję ciężko, stać mnie.
Żyjemy w czasach, ciągłego porównywania się z innymi. Choć świadomie się odcinamy od takiego schematu, podświadomie usiłujemy nadążyć. Porównujemy wszystko: ciuchy, samochody, dzieci, domy, partnerów i wakacje... Ścigamy się ze znajomymi, bądź z celebrytami obserwowanymi na instagramie.
Nieprestiżowe wyjście do lasu nie klika się tak, jak all inclusive na Zakynthosie, a całkiem przyzwoity kompleks basenowy i to nawet z dwoma saunami w miejscowości obok to nie spa resort na tajlandzkiej wyspie Koh Samui. Niby tak... Tylko problem polega na tym, że czasami po prostu zwyczajnie nie stać nas na Tajlandię i Grecję a wstyd wybrać się do Białowieży czy Jelitkowa. Z resztą, jaka to frajda, gdy się porówna przepłacone słono dorsza smażonego na nie pierwszej świeżości oleju i przesolone frytki z grecką fetą i winem z tamtejszych winnic.
To już lepiej w domu zostać. Będzie zdrowej i taniej. Kropka.
Cóż.. Bez względu na to, co postanowimy, nasza podróż wciąż trwa. Jest cudne lato. Nawet w Polsce pogoda, jak w słonecznej Albanii lub Grecji. Nawet niebo równie piękne. Mamy kilka opcji. Możemy wyskoczyć w wielką urlopową podróż i całe 7-10 lub 14 dni nie myśleć o niczym innym jak tylko wypoczynek, jedzenie, sen, książki i... relacje w social mediach. ;) A problem spłaty kosztów tego cudnego szaleństwa (a co, stać mnie!), który pojawia się bardzo często, o czym cicho sza w social mediach, zostawiając na czas "po powrocie".
Możemy też obrazić się na życie i nie mogąc wyjechać na urlop życia, przesiedzieć je w kącie, bo bez sensu tak lokalnie na działkę i do lasu...
Podróżować jest bosko, śpiewała Kora. Co prawda piosenka opowiadała o Buenos Aires ale, skoro podróż zaczyna się od pierwszego kroku, dlaczego nie uczynić go, mając na myśli bliższą destynację? Ponoć w lesie i na łące myśli się jakoś jaśniej, a zielone leczy i powoduje, że łatwiej o dobre decyzje. Warto tu dodać, że jeśli ktoś akurat nie ma czasu wyskoczyć do Puszczy Amazońskiej, by dokonać podsumowania roku i zaplanować city break albo chociaż weekend, to nasze krajowe lasy są w tym celu absolutnie pierwszorzędne. Można tam podejmować zarówno decyzje małe, jak i te wielkiej wagi.
Może to wcale nie taki zły pomysł, by wielkie wycieczki planować podczas tych zgoła malutkich? To trochę taki support, jaki robi mniej znany ale wspaniały wokalista przed występem wielkiej gwiazdy rocka, niekoniecznie wspaniałej ale za to światowej sławy. Co w sumie tłumaczy cenę lecz być może, rozczarowanie - niekoniecznie. Jednak w przypadku takiego połączenia, nie dość, że można zaliczyć dwa koncerty podczas koncertu, to jeszcze odkryć, że gwiazdka, która miała jedynie oświetlić scenę gwieździe okazuje się bardziej wspaniała i intrygująca, podobnie jak często skromna margerytka przy rasowej róży. Wszak, wszystko zależy od okoliczności, gustu i... oczekiwań ;)
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
Napisz komentarz