08 Grudzień 2024
10-03-2023 przez Iza Janaczek
Kochamy ich, często potrzebujemy do życia, jak powietrza, ale - czy doceniamy?
Czy tak naprawdę widzimy?
Uważamy za przyjaciół, za ludzi, którym możemy powiedzieć wszystko, bo zrozumieją i nie będą oceniać, ale - czy odwzajemniamy się tym samym?
Opieramy się na nich, i na nich polegamy wierząc, że ich siły starczy dla dwojga…ale – czy dostrzegamy, kiedy zaczyna brakować im tchu a wzrok staje się pusty?
Mówi się wiele o uprzedmiotawianiu kobiet, o tym, że dotykają nas krzywdzące i oceniające stereotypy. Że musimy walczyć bo kto, jak nie my? Że faceci to mają dobrze, bo nie muszą się mierzyć z podobnymi tematami. A co, jeśli jest wręcz odwrotnie?
Dziś zatem, przy Ich święcie, dla odmiany od corocznej rutyny, ofiarujmy Im odrobinę uwagi i naszego własnego szczerego autokrytycyzmu. Uderzmy się w piersi i zróbmy coś tylko dla Nich – poświęćmy Im czas, uwagę i kilka przemyśleń. Może domowy obiad, wyjście na spacer - tylko we dwoje, wspólna lampka wina przy kominku, będzie bardziej cenna niż kolejny krawat, czy obiad w modnej wege knajpce, w której i tak nie ma dla Niego oferty ale Tobie pasuje, bo jesteś akurat na diecie…
Spróbujmy popatrzyć na to wszystko z perspektywy Kuby.
Kuba to student automatyki i robotyki. Skupiony, cichy, w nie do końca twarzowych okularkach. Nosi zachowawcze ciuchy i fryzurę, którą gdyby fryzjer zobaczył, to by zapłakał. Ma wrażliwe usta i poważne oczy. Za poważne jak na jego wiek.
Kuba, od kiedy jego mama zachorowała na serce i potrzebowała inwazyjnej operacji, której nie przeżyła, całą swą przyszłość zawodową oparł o misję, jaką poczuł będąc w gimnazjum. Wtedy zachorowała jego mama. Obiecał jej, że będzie z niego dumna i chce tej obietnicy dotrzymać.
Wybrał studia na kierunku robotyki i automatyki, by kiedyś tworzyć lub współtworzyć nowoczesne, coraz bardziej precyzyjne roboty wspomagające operacje serca, podobne do tej, jakiej doświadczyła jego mama. Wierzy, że jego praca pomoże kiedyś innym chorym, a ich bliskim ograniczy stres oczekiwania na koniec operacji oraz ból z powodu straty, do której wcale nie musi dojść.
Dla innych Kuba jest "dziwny". Nie melanżuje, nie wyrywa dziewczyn. Siedzi z nosem w książkach i nie bierze udziału w studenckim, szalonym, nocnym życiu.
Nikt go nie zaprasza na imprezy, nikt się nie przysiada na przerwach między zajęciami. Pamiętają o nim tylko wtedy, gdy trzeba uzupełnić notatki, bo Kuba ma je idealne, lub gdy trzeba zrobić projekt…
Nikogo jednak nie interesuje dlaczego Kuba tak rzadko się uśmiecha i dlaczego ucieka wzrokiem gdy temat schodzi na rodzinę.
"Mężczyzna musi być mężczyzną" – głosi jeden ze stereotypów… "Mężczyzną", czyli kim? I dlaczego Kuba się nie wpisuje w ten obrazek? Dlatego, że mało mówi, dużo czyta i ma misję, która choć tak ważna, to nikogo nie interesuje?
Dlaczego zabawowy Wojtek, który ma 2 warunki, bo oblał ważne egzaminy i zmienia dziewczyny jak rękawiczki jest więcej wart w oczach otoczenia niż Kuba? Czy Wojtek to prawdziwy mężczyzna, ponieważ jest pewny siebie, arogancki i płytki, a Kuba nie jest – ponieważ nudzi towarzystwo nadmierną powagą i ludzie czują się niepewnie, gdy zaczyna coś mówić. A mówi, o rzeczach, o których większość nie ma pojęcia. Choć mieć mogłaby, gdyby przeczytała kilka książek, i to niekoniecznie naukowych.
Kuba też chciałby mieć kogoś, z kim mógłby porozmawiać. Dla kogo mógłby ugotować swoją studencką potrawkę z kurczaka ze wszystkim co jest w lodówce, o kogo mógłby się troszczyć i w wysłużonych trekkach ruszyć na koniec świata albo choć w najbliższe góry. I choć samotność czasami sprawia mu niemal fizyczny ból, wciąż wierzy, że kiedyś będzie to możliwe.
Jacek to operator koparki. Nigdy nie zdobył gruntownego wykształcenia. Od ślęczenia w książkach wolał grzebanie w samochodach. Po szkole zawodowej zaraz znalazł pracę w zaprzyjaźnionym warsztacie. Po kilku latach, otwarł własny. Ma grono klientów, którzy wracają i coraz więcej tych, którzy już o nim słyszeli od innych. Bo Jacek to naprawdę dobry i uczciwy fachowiec.
Choć już nie musi, to nadal przesiaduje w warsztacie dłużej niż trzeba. Dorobił się domu, ma zadbaną żonę i córkę, jedynaczkę. Tak zadecydowała żona, choć on marzył o dużej rodzinie. Z biegiem lat żona zaczęła się zmieniać… Początkowo była zadowolona z tego, jak dobrze im idzie finansowo i dumna z tego, jakim powodzeniem cieszy się jego warsztat. Szalała z radości, gdy wprowadzili się do wymarzonego domu, choć na kredyt, to z opcją bezpiecznej spłaty – bo warsztat rozwijał się coraz bardziej… Kiedyś rozumiała, że Jacek dużo pracuje, że ma brudne paznokcie i nie przepada za spotkaniami w markowych knajpkach z jej... to znaczy – z ich przyjaciółmi. Teraz wszystko to obraca przeciwko niemu, co gorsza, w coraz częstsze sprzeczki włączając ich jedyną córkę. Dlaczego? Jacek nie wie. Marzy o tym, by było dobrze, by znów się wspólnie śmiali z byle czego, by znów snuli plany. Chce zapomnieć, że żona, sama po studiach, nagle zaczęła się wstydzić jego wykształcenia i zawodu… Jakby nie była świadoma tego, że on też ma uczucia, że mocno przeżywa jej komentarze i pretensje… Jacek stara się jak może, ale nie mając wsparcia popada w coraz większą apatię. Woli już te swoje samochody i smary i radio z muzyką poważną. Bo lubi. Zwłaszcza mszę żałobną Mozarta i koncerty fortepianowe Chopina. Ta jego niecodzienna miłość do muzyki klasycznej to kolejna rzecz, z której drwi jego żona. Mechanik, który słucha muzyki poważnej? Toż to nawet nie brzmi autentycznie.
Stereotyp: "człowiek pracujący fizycznie – w skrócie "fizol" to człowiek, który lubi disco polo, golonkę i wyjazd na kwatery, nad Bałtyk". Nie żeby było w tym coś gorszącego i śmiesznego, ale Jacek, choć faktycznie pracuje fizycznie, marzy o czymś innym, o rowerowym tripie po Bałkanach, i o tym, by nadal otaczać żonę staromodną opieką i widzieć w jej oczach, że znów ją to cieszy…
Inaczej jest u Rafała. Wydawać by się mogło, że życie wygrał na loterii szczęścia i sam tak uważał.
Do zeszłego roku.
Rafał to pracownik IT, nie narzeka na zarobki i na lokum. Ma wspaniałą żonę i córeczkę. 9 letnia Kinga nie była zawsze jedynaczką. Teraz jest. Od roku. Białaczka zabrała jej brata, a jemu i Ali – synka, Maćka. Zmarł w słoneczny majowy poranek, dwa miesiące później kończyłby 11.
Najpierw walczyli, źli na życie, na Boga, na system i na ludzi. Mało spali, pili dużo wstrętnej ale mocnej kawy, jedli byle co, ot tyle, by przeżyć kolejny dzień i znów jechać do synka do szpitala… Walczyli z całych sił, by choć dla Kingi zachować normalność w tym wywróconym do góry nogami świecie, jaki z dnia na dzień stał się ich udziałem. Potem, gdy wiedzieli już, że całe to staranie dobiega końca, walczyli już tylko z przemożną chęcią ucieczki w nieznane. Była jednak Kinga, a ona nie zasłużyła na to, by stracić także ich.
Widząc, że Maciek gaśnie, Ala też się poddała. Nie dała rady, nie wytrzymała presji, załamała się i w całości oparła na nim. Rafał wiedział, że musi wytrzymać.
W dniu pogrzebu Maćka teściowa odciągnęła go na bok: "-jesteś potrzebny Ali, nie zawiedź jej". I tyle. Żadnego: "jak się trzymasz? Wspaniale walczyłeś, podziwiam Cię", "zrobiłeś wszystko, co się dało", "bardzo Ci współczuję, "daj znać, jak będziesz chciał pogadać"…
Podobnie zachowała się jego własna matka, najbliżsi przyjaciele i koleżanki z pracy: "Rafał, czas leczy rany", "chłopaki nie płaczą, Stary", "dasz radę, a jak się czuje Ala? Trzyma się? Boże, taka tragedia, współczuję jej bardzo"…
I już. I tyle… Wszyscy opieką otoczyli Alę i Kingę, teściową i jego matkę, jakby tylko kobiety miały monopol na cierpienie, a on sam nie był godny, by przeżyć w spokoju żałobę. By opłakać stratę dziecka. Jego własnego dziecka…
Z letargu ocknęła się Ala. Zastała go kiedyś w pokoju Maćka, z poduszką ich synka przy twarzy, płaczącego bezgłośnie. To było punktem zwrotnym w ich nowych relacjach "po".
Dziś znów stanową monolit, walczą o nową normalność bez Maćka. Rafał prowadzi bloga – "ojciec w żałobie". Pomaga mu Ala, wdzięczna za jego nieustanne wsparcie, w czasie, gdy jej samej zabrakło sił. Dziś Ala wspiera piórem blog męża. Podkreśla jak ważne jest nie zrzucać na barki mężczyzn całego ciężaru odpowiedzialności i cierpienia, zbyt trudnego do uniesienia przez jednego człowieka… W wolnych chwilach wędrują po górach. Tam, wśród nieoceniającej ich, wspaniałej przyrody, pozwalają sobie na wspomnienia i łzy. Razem...
Nie próbują też przekonywać rodziny i "przyjaciół", jak wielką krzywdę potrafią zrobić bezmyślnie powtarzane stereotypy. Mają nadzieję, że sami się ockną, może pod wpływem lektury… Kto wie.
Kamil nie ma dzieci. Nigdy nie będzie ich miał. Tak uważa. Nie chce. Z resztą… która by go teraz chciała?
Sam, gdy patrzy w lustro to często odwraca wzrok.
Kiedyś jeździł na motorze, żył pełnią życia, nie stronił od ryzyka i kobiet. Miał powodzenie. Dziś jest cieniem siebie sprzed kilku lat.
Zaczęło się niewinnie. Biegunka, przedłużająca się w nieskończoność, przechodząca w wersję z krwią i ból brzucha, coraz większy i coraz częstszy… W końcu, musiał przyznać przed samym sobą, że to nie jelitówka, bo która jelitówka trwa pół roku?
Kamil zgłosił się do lekarza. To co nastąpiło potem chce wymazać z pamięci. Pierwsze badania, potem na cito szpital i kolejne, coraz bardziej inwazyjne i coraz bardziej go zawstydzające.
Kamil to młody człowiek. Gdy dowiedział się, że ma raka jelita grubego i konieczne będzie usunięcie całego organu i wyłonienie stomii, miał 28 lat. Skończył je parę dni wcześniej, w szpitalu, przygotowując się do operacji.
Miesiąc po niej otrzymał wyniki histo-pato. Nie ma przerzutów. Kamil jest zdrowy. Według lekarzy, bo według siebie - do końca życia będzie już kaleką żyjącym w cieniu prawdziwego życia.
Choć od operacji minęło 9 miesięcy, nadal rzadko patrzy w lustro. Nigdy, gdy jest bez T-shirta. Choć fizycznie wygląda dobrze, jest - wysoki i dość przystojny, to sam w lustrze widzi człowieka "niepełnego" i kalekiego. "Totalnego przegrywa", jak sam siebie nazywa w myślach.
Woreczki zmienia sam. O tym, że jest "inny", wie tylko matka i ojczym. Nikt więcej. I niech tak zostanie. Z domu wychodzi tylko wtedy, gdy musi – czyli do pracy.
Do ostatniego projektu przydzielono mu Martę. Koleżankę z biura. Nie ma pojęcia jak, ale Marta była w stanie przebić się przez jego zbroję. Nawet nie wie kiedy zaczęli się spotykać. Powiedział jej nawet o stomii. Nie przeraziła się. "Damy sobie z tym radę"… Tak powiedziała: "damy". Kamil dopiero wtedy poczuł, pod jak potworną presją żył.
Nadal nie jest łatwo. Po prawdzie, bywa bardzo trudno, ale we dwoje – jakoś dają radę, powolutku odkłamując kolejne stereotypy. Są partnerami, wspierają się i dotrzymują sobie kroku bądź czekają na siebie nawzajem, gdy któremuś chwilowo brakuje sił.
Ilu takich Jakubów, Jacków, Rafałów i Kamilów spotykamy na swojej drodze? Ilu, nawet przy codziennym stole, do którego siadamy zmęczone, zamyślone, z pakietem własnych problemów? Może warto zatrzymać się na chwilę i chociaż dziś spojrzeć na tych naszych Panów bardziej łaskawie i wspaniałomyślnie? Może wtedy te nasze zamyślone posiłki, wspólne a jednak osobne, staną się czymś, na co zdecydowanie warto będzie czekać cały dzień?
Drodzy Panowie, wszystko na co zasługujecie, a co, być może, gdzieś się pogubiło po drodze.
Dobroci, zrozumienia, ludzkiego ciepła i tego, żebyście mogli spełniać swoje marzenia, bez względu na to, czy to koncert disco polo, heavy-metalowej kapeli, czy orkiestry pod kierownictwem Andre Rieu.
Wypadów w Tatry, na Bałkany i nad nasz zimny ale piękny Bałtyk. Długich rozmów o wszystkim, i - jeśli lubicie, to także szalonej szarlotki o północy.
Drodzy Panowie, życzymy Wam życia w poczuciu spełnienia, i tego, byście byli tak mocno doceniani, jak jesteście potrzebni :)
Napisz komentarz