06-04-2024 przez Iza Janaczek
Byle do soboty, mówili. Odpoczniesz, mówili. Wyśpisz się i zresetujesz. No i mamy sobotę.
I co? I nic. Siedzę, czekam. Nic. Nadal cudu brak.
Bo w sumie, to czemu sobota ma być lepsza - albo gorsza, niż poniedziałek czy czwartek? Odpowiedź jest prosta....
BO W SOBOTĘ NIE PRACUJEMY. O! Dlatego! :)
Genialne w swej prostocie. Jak mogłam na to sama nie wpaść?
W sumie to — zwyczajnie, bo to logiczne, tylko trzeba podejść do tematu ciut inaczej....
Kiedy odrzucimy myślenie z przyzwyczajenia, kiedy zdejmiemy okulary stereotypu i biernego przyjmowania rzeczywistości, zobaczymy to wyraźnie.
Tak naprawdę, sobota nie jest dniem, w którym odpoczywamy. Choć powinniśmy.
foto unsplash
Ale!
Jako że to dzień, w którym nie siedzimy w biurze, w zakładzie pracy, za sklepową ladą, albo w szkole, na sali wykładowej czy innym miejscu, w którym upływa nasze życie, by zapełnić tę pustkę – robimy inne rzeczy. Sprzątamy kompulsywnie, choć dopiero co były święta i jeszcze teraz czuć wszędzie subtelną nutkę domestosu, prasujemy, pierzemy, łatamy dziurę w płocie, cieknący kran, albo w ogóle oddajemy się ulubionemu zajęciu uprawianemu przez wielu Polaków w tak zwanym czasie wolnym – remontujemy. A gdy już się ściemni, wyciągamy tematy przyniesione z pracy. I dopiero totalnie późnym wieczorem siadamy z winkiem i myślimy sobie, że strasznie ten czas pędzi i że się nic nie udało odpocząć, choć to sobota – dzień wolny od pracy, na który człowiek czekał już od poniedziałku, wizualizując sobie błogi relaks z książką czy w plenerze.
I — co trzeba tu podkreślić wyraźnie, niedziela też nie załatwia tematu, bo system działa tak samo. A może i jeszcze gorzej, bo włącza się nam w głowie tryb awaryjny pod tytułem: "usiądę nad tym na spokojnie w niedzielę" ;) Oczywiście, rzecz dotyczy tematów, których nie zdążyło się zrobić w sobotę.
Owszem, w tym miejscu można, jak zazwyczaj, bardziej pochylić się nad tym, że ten weekend jest taki krótki i nie da się odpocząć, ale można też zastanowić się, czy my czasem trochę nie oszukujemy?
I to w dwójnasób. Po pierwsze, wykorzystując czas odpoczynku do robienia rzeczy niemających z nim nic wspólnego, i po drugie – bagatelizując, lekceważąc i umniejszając to, co robimy w weekend, mylnie przyjmując (albo tylko sobie wmawiając), że nie jest to pracą.
Jest — i to często absorbującą i zajmującą czas, w którym można tak po prostu nie robić nic i odpoczywać.
foto unsplash
Czasami odnoszę wrażenie... Nie, nie czasami. W zasadzie coraz częściej odnoszę wrażenie, że nie umiemy szanować swojego czasu. Być może cały problem z jego brakiem polega na tym, że za często przeliczamy go na monety, a za rzadko na zdrowie. I temu w myśl zasady, że trzeba pracować, bo wizyty u specjalistów są coraz droższe – pracujemy. Dużo za dużo i o wiele za długo. Co ciekawe, podkreślając imperatyw pracy zawodowej, dezawuujemy jednocześnie tę domową. Często nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
„W wolnej chwili poprasuję pranie”, „w międzyczasie ugotuję obiad”, „w ramach kawy siądę z dzieckiem nad matematyką”, to samo tyczy się mycia okien czy tapetowania.
To są prace, a nie dodatki. I dlatego mówmy o nich jak o pracach, właśnie tak je postrzegajmy w grafiku.
Bo "prace po pracy" — czyli prace tak zwane domowe, to też są prace. Ważne, absorbujące i zabierające czas... A jednocześnie bardzo często niedoceniane i — niedostrzegane przez innych.
foto unsplash
Jak mocno zakorzenione jest w nas podejście, że prace domowe nie są warte uwagi i uznania, unaoczniła mi sytuacja, której byłam świadkiem wiele lat temu.
Będąc młodą mamą, siedziałam na ławce w parku, patrząc jak moje dziecko bawi się w piaskownicy z rówieśnikami. Obok na ławce usiadła jakaś kobieta – też mama, z tego, co zdążyłam się zorientować. Nie minęło wiele czasu, gdy dosiadła się do niej inna kobieta – sądząc po przywitaniu, długo się nie widziały. Po kilku minutach opowieści o tym, co u której słychać, nowo przybyła wypaliła nagle: -"a ty coś robisz, czy tylko w domu siedzisz?"
Przyznam, że mnie odrobinę zatkało, zwłaszcza że z wcześniejszej wymiany zdań wynikało, że zapytana kobieta ma dwoje małych dzieci, męża na saksach, w domu niedołężną mamę wymagającą stałej opieki i dorabia sobie, udzielając korepetycji. To wszystko przecież nie jest "nic", skąd więc takie pytanie?...
Patrząc na tamto zdarzenie i na to, jak sytuacja wygląda dziś, przyjąć można, że od tamtych czasów niewiele zmieniło się w mentalu społecznym. Nadal uważamy, że praca w domu (nie mylić z etatowym niepracowaniem w myśl zasady, że państwo da) to nie praca, tylko obowiązek. I ktoś to musi zrobić. Najczęściej takie podejście prezentują same kobiety, umniejszając to, co robią "w wolnym czasie". A w wolnym czasie prasują, pielą grządki, robią zielnik z dzieckiem i myją okna. Takie tam wielofunkcyjne nic.
foto unsplash
Co gorsza, tkwimy w tym przekonaniu (prawie) wszyscy, a mówiąc „w wolnej chwili uprasowałam”, „w tak zwanym międzyczasie ugotowałam, wypielęgnowałam grządki, zrobiłam z dzieckiem zielnik i umyłam okna” - tylko taki stan rzeczy potwierdzamy.
„W wolnej chwili”, można przeczytać fragment książki, pogadać z sąsiadką, zadzwonić do mamy. Ale — by umyć okna czy zrobić obiad trzeba wygospodarować czas. Jak na inną pracę.
Po prostu.
Skąd bierze się przekonanie, że na odpoczynek jest zawsze czas? I że w ramach odpoczynku można zrobić tysiąc rzeczy, które nim nie są? Prawdopodobnie z imperatywu wpojonego nam już w dzieciństwie, którym z wielkim powodzeniem zatruwamy życie sobie i swoim bliskim ucząc ich, że tak trzeba i że odpoczynek jest dodatkiem do życia, z którego można zrezygnować.
W sobotę można ugotować obiad i wytrzepać dywan, ale nie gódźmy się – zwłaszcza we własnej głowie, na to, że to coś, co ma zastąpić chwilę spokoju, prawdziwego odpoczynku i relaksu. Nie umniejszajmy też tych rzeczy przez wmawianie sobie, że to nie jest praca, tylko coś, co trzeba zrobić.
Sobota jest dla ludzi.
Serio.
Ale, gdy zrobimy z niej kolejny załadowany pod korek dzień – absolutnie tego nie zauważymy.
foto unsplash.
Napisz komentarz
Komentarze (od najnowszych)
21-04-2024 19:38:56
Sobota to czas na relaks!
Odpowiedz