11 Kwiecień 2025
05-04-2025 przez Iza Janaczek
Wiem, wiem… Brzmi bardzo filozoficznie, a my dziś nie mamy czasu na takie bzdety, jak filozoficzne podejście i to jeszcze – do samych siebie. No kto to słyszał, by marnować czas na coś tak bezproduktywnego, gdy można robić tyle produktywnych rzeczy. Na przykład realizować się zawodowo.
W zasadzie ja o niczym innym nie słyszę jak o potrzebie realizacji. Wpajamy ten imperatyw naszym małym dzieciom, naszym większym dzieciom, nastolatkom i studentom. Wpajamy go naszym dzieciom już bardzo dorosłym i pracującym, a także naszym partnerom. A i nam samym w lustrze powtarzamy co poranek, że to, co robimy ma sens, choć po prawdzie, często jest zupełnie inaczej.
Świat zwariował na punkcie samorealizacji.
Czym ona jest? Aaaa, to już zależy, kto pyta, a kto już doświadcza jej rozgłosu i skutków ubocznych. Bo jak każda sztuka i ta, wymaga poświęceń. Co poświęcamy więc by się realizować? To, co dostaliśmy w pakiecie od losu, co mamy za darmo, a skoro tak, to można to oddać za bezcen, albo w ogóle porzucić, bo skoro za darmo i można brać, to potem też się trafi. O czym mowa? O tym, o czym zapominamy, że jest tak ważne, że aż bezcenne.
O zdrowym regularnym śnie, który zastępujemy często kolejną kawą i żelazną dyscypliną nakazującą realizowanie punktów z codziennej listy.
O posiłku, ciepłym i domowym, zjedzonym w towarzystwie kogoś bliskiego, który to posiłek odkładamy w nieskończoność, jedząc coś w biegu w taksówce, na mieście, przy biurku.
O wieczornej rozmowie z kimś kto daleko, ale dzięki telefonowi tak jakby obok. Z braku czasu dziś musi wystarczyć SMS, jutro też, a za tydzień i na to braknie przestrzeni.
O czasie z własnym dzieckiem. Właśnie teraz, gdy rośnie i przeżywa swoje wielkie wzloty a także nie mniejsze problemy. Teraz, nie później, bo właśnie teraz, potrzebuje nas bardziej niż kiedykolwiek. Próbujemy tego jednak nie zauważyć, bo przecież dziecko jutro też będzie miało ten sam temat, a niezrobiony projekt dostanie ktoś inny.
Czy jednak na pewno? Tego nie mamy często czasu analizować...
Samorealizacja, choć kusi możliwościami i świetlaną przyszłością, źle zagospodarowana staje się czasochłonną bestią, która nie daje żadnej przestrzeni, by zwrócić myśli i działania ku tematom, niemającym z nią związku.
To pułapka, która zamienia życie poza imperatywem doskonalenia się w przestrzeń bez cienia kreatywności i energii, czyniąc nas, jej mieszkańców, zaledwie nośnikami wielkich aspiracji.
Pozostaje więc pytanie, czy było warto. Czy ta osławiona samorealizacja sprawi, że poczujemy się bardziej sobą? – A raczej: lepszą wersją siebie, powinnam powiedzieć, bo to teraz lepiej się klika i jest jakieś takie bardziej obrazowe.
Przekornie zapytam, po jaką cholerę tworzyć wersję – jaką by ona nie była… Czy nie lepiej jednak dopieścić oryginał?
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
wszystkie zdjęcia: pexels
Napisz komentarz