20 Kwiecień 2025
05-03-2025 przez Iza Janaczek
Dla każdego będzie to znaczyć coś innego…
Minimum luksusu.
Minimum spokoju.
Minimum uwagi…
Minimalizm, słowo, które ewoluowało wraz z biegiem lat, wydarzeń i politycznych ustrojów. W czasach szarego PRL-u to minimalizm był absolutnie dosłowny. Później, z biegiem lat i zmian, stawał się wyborem, a nie koniecznością robienia dobrej miny do złej gry. Czym jest dzisiaj? Czy w świecie makro-możliwości przy jednoczesnych makro-potrzebach umiemy być minimalistami, potrafiącymi przeżyć weekend bez niedzielnej wizyty w sklepie, urlop bez suszarki i prostownicy, czy wyjście do kina bez kupna popcornu i coli?
Nie wszyscy i nie zawsze. Czy to źle? To zależy od skali apetytu i czerpania z otrzymanych zasobów. Dosłownie i w przenośni ;)
Tak naprawdę niewiele nam, ludziom, potrzeba do życia. Do życia jakościowego już trochę więcej. Ale wciąż nie tyle, ile na wszelki wypadek bierzemy. Po prawdzie to, czego używamy na co dzień, mieści się w średniej wielkości walizce, albo – plecaku. Ot, trochę lekkiej odzieży, coś cieplejszego, jakiś kosmetyk urodowy typu tusz, szampon i mydło, jakiś grzebień, bielizna, sprzęt do pracy, telefon, ładowarka, buty. To właśnie to minimum, które pozwala wstawać i ze spokojem wkraczać w kolejny dzień. Cała reszta to już dodatek tworzący lepszość bytowania.
Ilość i wielkość walizek, z którymi kroczymy przez życie, ma duże przełożenie, na nasze zapotrzebowanie na to tutaj bycie. Wielu starcza po prostu świadomie i do syta „być.” Innym, by to „być” było takie, by wszyscy widzieli, niezbędny jest dodatek w postaci „mieć”..
Słówko „mieć” to nie tylko synonim dóbr materialnych, to także poczucie dostępu do pewnego luksusu. To z kolei coś, co leży także w polu potrzeb osób z teamu „być”. Czym zatem jest luksus? Tym, czym „pogoda dla bogaczy”, czy „minimalizmem”?. Choć zwroty te brzmią filozoficznie, są tylko semantyką. Dlaczego? Ponieważ słówka te wcale nie są uniwersalne. I patrząc z perspektywy czasu – nigdy nie były. Zawsze pojawiał się ktoś, kto widział ich znaczenie inaczej. I pół biedy, gdy bez szkody dla innych. Problem pojawiał się, gdy cudzy luksus godził w interesy innych, a pogoda dla bogaczy sprowadzała tornada na tych, którzy dbali, by słońce nad innymi świeciło jaśniej i bardziej spektakularnie.
I w tym momencie nie sposób nie wrócić do słowa „minimum”. Wystarczy bowiem minimum zrozumienia, empatii i uważności, by zrozumieć, że to, co fajne i komfortowe dla nas, niekoniecznie cieszyć będzie tych, którzy oddychają tym samym powietrzem w tej samej przestrzeni publicznej, tylko że tak powiem, bardziej budżetowo. O czym mowa? O małych rzeczach, dla wielu tak nomen omen minimalnych w swym znaczeniu, że nie do dostrzeżenia. To na przykład bujne, (za)głośne życie stolikowe w zatłoczonej knajpie. To palenie w parku, na ławce obok ławki, na której siedzi matka z dzieckiem śpiącym w wózku. To parkowanie na dwóch miejscach parkingowych lub na miejscu dla niepełnosprawnych. To pokazywanie, jak bardzo nam smakuje to, co kupiliśmy specjalnie na seans filmowy, choć film wcale nie na popcorn i nachosy, bo to wojenny dramat. To także nakładanie o wiele za dużo na talerz, tylko dlatego, że za posiłek płaci ktoś inny.
Brzmi niedorzecznie? Cóż. Niestety nie do końca. Ale żeby to dostrzec, często także u siebie, potrzeba czegoś, czego wielu nam już brakuje… Minimum życiowej pokory i umiaru. W braniu, w osądzaniu, w krytykowaniu i w zamykaniu oczu na wspólne dobro.
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
ps. by nie narzucać nikomu definicji nadmiaru, dziś w galerii - neutralnie, woda i dary natury :)
Napisz komentarz