JESTEM – słówko, z wielką mocą ale wciąż zestawiane ze słowem pomocniczym - o metkach i nalepkach

JESTEM – słówko, z wielką mocą ale wciąż zestawiane ze słowem pomocniczym - o metkach i nalepkach

  05-07-2023 przez Iza Janaczek

JESTEM. Małe słówko wyrażające wszystko. Dla uproszczenia i uściślenia dodajemy do niego określenia mające przybliżyć to, kim jesteśmy.

Przedstawiając się mówimy: jestem Iza, Julita, Maciek
Określając bliżej dodajemy: jestem kobietą, mężczyzną albo Francuzką. Mówimy również jestem podróżnikiem, kucharzem, prawniczką, architektem

W mediach społecznościowych dodajemy jeszcze, choć nie do końca rozgryzłam w jakim celu: jestem podekscytowana, jestem szczęśliwia, zła lub – moje ulubione: jestem – w obliczu wyzwania ;)

Mówimy też jestem: chora albo jestem stomikiem, cukrzykiem, epileptykiem, diabetyczką i sercowcem.

Często to określenie wysuwa się na prowadzenie, zawłaszczając niejako słowo "JESTEM", które to przecież samo w sobie, bez dodatków, jest nośnikiem ogromnej treści i wartości.

JESTEM otwiera całą masę możliwości, Nie, nie po to, by oznajmiać to światu werbalnie czy za pomocą social mediów. JESTEM to słówko które, nas ubiera w wiele możliwości. Które nas powinno wyróżniać z tłumu, a często stawia w jego tylnym rzędzie.

Podczas kilkunastoletniego chorobowego tournee po szpitalach, gabinetach i poczekalniach, gdzie tacy jak ja wymieniali się swoimi historiami, słyszałam na własne uszy jak "JESTEM" było dosłownie przytłaczane inną treścią. Piętnującą, oceniającą i w żadnym razie nie inspirującą.

Choć takie postępowanie można zrozumieć, to jednak nie powinno się go tłumaczyć w nieskończoność dając alibi i glejt nietykalności.

Wiele zdarzeń w życiu zmienia nasze postrzeganie świata. Utrata najbliższych, dobrej pracy lub pewnych możliwości dających nam przywilej cieszenia się jednym i drugim często zamienia "JESTEM" w: jestem - zawiedziona, nieszczęśliwa. Może nawet sfrustrowana i zła. Wtedy to ważne słowo-napęd zostaje zepchnięte do narożnika i przykryte innymi, głośniej krzyczącymi, takimi, które determinują całą dalszą ścieżkę naszego kruchego, osobistego "JESTEM"...
Wiem, że choroba zmusza człowieka do zmian. Podporządkowuje sobie go bez reszty. Zwłaszcza choroba tak upadlająca ducha i ciało jak choroba jelit manifestująca swą siłę biegunkami, brakiem sił, utratami przytomności czy brakiem decyzyjności i splątaniem. Pamiętam z własnego doświadczenia, że ja sama dumne słówko "JESTEM", które otwierało szerokopasmową autostradę możliwości, zamieniłam na zaledwie przerywnik między innymi słowami, z którym bardziej i mocniej się wtedy utożsamiałam. I to przez całe lata. Między kolejnymi wizytami w szpitalach nie tyle "byłam", co zaledwie "bywałam". Bo moje "JESTEM" zamieniało się na bywam... Walnie w takiej degradacji postrzegania samej siebie dopomógł system. Chory i nieprzystosowany do skali problemu. Pacjent chorujący na jelita jednocześnie choruje na utratę pewności siebie, zagubienie, niemoc i brak dobrej perspektywy. Szpital i jego personel z reguły ten chorobowy stan jeszcze mocniej pogłębia.
Wiele razy usiłowałam zawalczyć o to biedne, schorowane ale wciąż niepoddające się "JESTEM". Wytłumaczyć, że postrzeganie człowieka jako tylko i li jednostki chorobowej, która w swoim własnym przypadku nie ma zbyt wiele do gadania, jest z gruntu złe i przynosi skutek odwrotny do zamierzonego.
Po takim "leczeniu", pacjent często opuszcza szpitalne łóżko jedynie podleczony fizycznie. Wychodząc zabiera jednak z sobą ciężki bagaż, którego, być może, nie miał wchodząc. Jest w nim: wielka pustka w głowie, milion pytań i wątpliwości oraz dodatkowa waliza silnych leków, często na długi czas usypiająca czujność.

W chorobach przewlekłych proces zamieniania jednostki w jednostkę chorobową toczy się nieuchronnie i konsekwentnie. Toczy się, tocząc jednoczesnie umysł chorego.
Klasyk z cyklu "- pani tu jeszcze wróci, bo wszyscy wracają" nie pomaga. Nie dodaje otuchy i nie powoduje, że człowiek ma chęć zawalczyć o siebie. Po co? Skoro wyniki tej rozgrywki są już z góry ustalone, dyplomy rozdane a nagrody a raczej, antynagrody przyznane?

Dziś, po nastu latach, bez ciężaru odczłowieczającej choroby, widzę doskonale jak wiele czasu trzeba, by nauczyć się na nowo oddzielać słowo "JESTEM" od jestem - chora, nieszczęśliwa, słaba, bez szans... I jak wiele wymaga to pracy nad sobą. Każdego dnia od nowa. Jak widać w statystykach ludzi nie godzących się ze swoim życiem, wiele z nas stale ma z tym wielki problem.
Choć już nie muszą, wciąż definiują siebie czerpiąc z określeń z "poprzedniego życia" dodając w podobnym tonie kilka nowych, które nie pozwalają ruszyć z miejsca.

A słowo "JESTEM" to wentyl bezpieczeństwa, to coś co mamy i nikt nam nie zabierze. Póki żyjemy- JESTEŚMY. To przywilej i często - prawdziwy wyczyn. Szkoda więc, że tak często oddajemy pole poddając się myśleniu wtłoczonemu w szpitalnych salach lub w gabinetach czy w środowisku, które z definicji uwielbia metki i nalepki.

Popatrzmy na siebie jak na żywą tablicę z notatkami, albo, jeszcze lepiej. Jak na żywy pomnik, przy którym znajduje się podpis, informujący: czym jest, kogo przedstawia i w jakich okolicznościach powstał.
Załóżmy, że wszyscy mogą ten pomnik zobaczyć i przeczytać napis na tabliczce.

Co chcielibyśmy, by widzieli inni? Jaki napis najbardziej celnie i właściwie opisywałby naszą postać?

Zatem, JESTEM. I tu pojawia się miejsce na przedstawienie siebie w jednym lub kilku słowach...

JESTEM – KIM?
Człowiekiem?
Osobą z pasją?
Książkofilem?
Podróżniczką?
Krytykiem świata i siebie?
Pesymistką?
Wieczną optymistką?
Świetną kucharką?
Idealną słuchaczką?
Wspaniałą mamą?
Cudownym przyjacielem?
.......
Czy wciąż przed wszystkim jednostką chorobową, tylko teraz inną?

Świat pędzi do przodu. My z nim. Z lepszym lub gorszym efektem.
Wiele dzieje się bez naszego udziału. Ale wciąż na wiele mamy wpływ. Dlatego właśnie tylko od nas zależy, co znajdzie się za naszym osobistym słowem "JESTEM". Cokolwiek to będzie, niech pomaga wychodzić z cienia, w którym być może żyliśmy zbyt długo. Niech rośnie nam skrzydła i wzmacnia poczucie sensu.

Bo bez poczucia sensu, finalnie zostaniemy tylko nośnikami niechcianych nalepek i metek. Nie tylko dla otoczenia ale też i dla siebie samych. Z upływem czasu stajemy się taką żywą tablicą ogłoszeń, na której znajdują się etykietki, które, jak się okazuje, absolutnie nas nie wyrażają. Wręcz przeciwnie - powodują, że gaśnie nam światło motywacji. A wiadomo, że w ciemnościach o wiele trudniej iść do przodu.

Dzień dobry, dobrzy Ludzie!


Napisz komentarz
Imie:*
Komentarz: *

Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Fundacja STOMAlife - administratora danych osobowych - ul. Chałubińskiego 8 00-613 Warszawa, w postaci adresu e-mail na potrzeby otrzymywania powiadomień ze strony stomalife.pl

* Pola wymagane
Napisz odpowiedź
Imie:*
Komentarz: *

Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Fundacja STOMAlife - administratora danych osobowych - ul. Chałubińskiego 8 00-613 Warszawa, w postaci adresu e-mail na potrzeby otrzymywania powiadomień ze strony stomalife.pl

* Pola wymagane
Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na