15 Listopad 2024
08-10-2023 przez Iza Janaczek
Zastanawiam się często czy tolerancja powinna mieć granice, a jeśli tak, to gdzie one leżą…
Statystyczny Polak musi wszystko zrozumieć. Musi być tolerancyjny, wyrozumiały i odpuszczający. Odpuszczać musi krzywdy własne i swoich najbliższych. W imię tego, że później będzie lepiej.
Pozostaje pytanie – komu i kiedy? I – w imię czego musimy wszystko rozumieć i tolerować.
Dzieci nie radzące sobie z chronicznym zmęczeniem – bo, taki program nauczania.
Studenci – bo, żeby mieć tytuł i start do kariery, należy przełknąć żabę i zapierniczać te 4 lata
Osoby czynne zawodowo – bo, jak się chce do czegoś dojść to trzeba się poświęcić, a nie że dom i rodzina.
Seniorzy – bo, ich czas minął i teraz powinni grzecznie świat oglądać z bocznicy.
Maltretowane żony – bo, ważne że on w ogóle jest i przynosi pieniądze na życie
Porzucane psy – bo, urosły, więcej jedzą i nie ma budżetu na ich obsługę
Pacjenci – bo, taki mamy klimat
Stomicy – bo, dobrze już było (serio?? – no to patrz, foto poniżej, przyp. autorki ).
Patrząc na te kilka przykładów stanowiących absolutny czubeczek góry lodowej, warto zastanowić się czy to wciąż tolerancja, czy już tylko przyzwyczajenie i brak czasu na zmiany.
Już słyszę głosy, że tu musi drgnąć systemowo, by cokolwiek uległo zmianie. Prawda, ale pomimo tego, nawet w tych systemowych jest przestrzeń, by coś zrobić osobiście. Nie czekając, aż wejdą odgórne regulacje.
Jak? Włączając uważność. Ale w systemie: „naprawdę patrzę i widzę”. Wtedy dostrzec można, bez filtra, cały ogrom tematów, który sami moglibyśmy próbować zmienić na lepsze. Nie ma co czekać na to aż coś, gdzieś drgnie, bo życie dzieje się tu i teraz.
I nie da się zrobić magicznego czary mary i stop-klatki, tak, by zatrzymać życie na pół godziny albo na cały dzień. Próba dokonania tego (choć wszyscy wiemy, że to niemożliwe) to trochę asekuranctwo, a trochę bezsilność, które nawet da się czasami usprawiedliwić.
Bo czasami mamy dość, kolektywnie wszyscy. I wtedy mamy szczerą, wielką i niepohamowaną ochotę powiedzieć tak, jak mąż Anieli Dulskiej, w sztuce Moralność Pani Dulskiej. Tym, którzy nie pamiętają przypomnę – doprowadzony do ostateczności małżonek pantoflarz wybucha po latach bycia podnóżkiem charyzmatycznej, ciut opresyjnej małżonki, wypowiadając słynną kwestię, będącą jednocześnie jedynymi słowami, jakie w ogóle padły z jego ust. A brzmiały one: „a niech was wszyscy diabli„
No właśnie, i w sumie, owszem, można się rozmarzyć, co by było, gdyby było… Ale pragmatycy od razu powiedzą, że to bez sensu, bo – przecież – złego diabli nie biorą. Kurtyna.
Dlatego właśnie działajmy my. Bo jak nie my, to kto? – Jak śpiewał Mrozu.
I nie chodzi o wielkie wrażenie na barykady życia. O rozrywanie szat. Zwłaszcza, że zima idzie. Odziewać się trzeba, nie negliżować. Nie chodzi też o to, by jak Rejtan w drzwiach życia paść i ani wchodzących ani wychodzących nie przepuszczać. Tu wszak dziecko z kąpielą wylać można jak nic.
No ale cóż poradzić, jak my, ludzie XXI wieku mamy taką przypadłość, że albo to, co świetnie wygląda w foto kadrze albo nic.
Zatem, by wszystkie ideały nam bruku nie sięgnęły, jak to pięknie ujął Norwid opisując ostatnie dni Szopena, w jednym ze swych trudnych ale jakże pięknych wierszy, działajmy póki czas, choć jak wiemy – wcale go nie mamy i gonimy w piętkę. Jednak, o ironio losu, gdy bezpowrotnie tracimy coś, co odłożone zostało na nieokreślone później, to okazuje się, że można było go znaleźć, mimo, że go nie było… Smutna magia, która wstecz nie działa… Niestety
Brakuje nam, mnie samej brakuje takich małych wielkich czynów.
– Dzień dobry – wchodząc do sklepu,
– Ależ oczywiście proszę przed mnie – do gościa z bułką i nestea, podczas, gdy ja mam kosz pełen prowiantu na dwa tygodnie + chemię do sprzątania
– A może woli Pani zapiekankę albo hot-doga i herbatę? – do osoby w kryzysie materialnym proszącą o parę groszy na bułkę.
– Stomia to nie wyrok, siostra w rejestracji da Panu kontakt do Fundacji, która pomoże Panu wszystko poukładać – to o lekarzu, który w sposób empatyczny i ludzki informuje pacjenta o tym, że leczenie zawiodło i będzie konieczna operacja, efektem której będzie stomia, choć mógł powiedzieć, że „dobrze to już było i teraz pozostaje stomia”.
Małe gesty – nie żadne tam od razu z wielkie, efektem wow. Ot takie, które już dawno wyszły z mody. Uśmiech w kolejce do kasy w kinie. Wytłumaczenie drogi zdezorientowanemu turyście, który pierwszy raz jest w Krakowie. Pomoc udzielona starszej pani podczas wsiadania do autobusu. Niby nic, ale gdyby nie to, to musiałaby jechać kolejna emzetką, bo do tej, sama wsiąść by nie zdążyła.
Małe gesty robią wielką robotę. I nie trzeba w to mieszać tolerancji. Wystarczy, wrócić do tego, jak to robiliśmy, gdy byliśmy młodsi. Gdy ludzie komunikowali się z sobą za pomocą otworów gębowych patrząc sobie w oczy, a nie za pomocą emotek, patrząc w telefony. Gdy spotykali się naprawdę, a nie tylko na czatach w sieci.
Moda retro wraca raz za razem. W ciuchach, w estetyce wnętrzarskiej i w kinie. Może warto zrobić coś, by wróciła też w codziennym życiu? Tu nie trzeba na nic czekać, tu trzeba samemu!
Bo, w sumie, to co było złego w tym, że się tak po ludzku, zwyczajnie, nieinstagramowo ale osobiście – lubiliśmy?
Dzień dobry, dobrzy Ludzie
Napisz komentarz