20 Grudzień 2024
27-07-2023 przez Iza Janaczek
Lubię sobie popatrzyć w internety. Tak po prostu. Popatrzyć i poczytać co piszczy w tej wirtualnej trawie. Fascynują mnie zwłaszcza komentarze. I to, co ma do powiedzenia naród. A przyznać trzeba, że Polak, jako samodzielnie myśląca, niezależna i kulturalna, w rzeczy samej, jednostka, ma do powiedzenia sporo. I na wszystkie tematy, bez względu, na to, czy ma o nich pojęcie, czy nie do końca ;)
I trudno stwierdzić, czy to przez upały, ulewy, czy przez to, że mamy na przykład lato albo lipiec. Ludzie są coraz odważniejsi. W sieci rzecz jasna, nie twarzą w twarz. Wszak, w internecie łatwiej i jak wielu mylnie zakłada, bez konsekwencji. A my ludzie, lubimy w komentarze i to bardzo. Zwłaszcza te oburzone i karcące, choć sporo też tych z gatunku: krytykuję bo mogę, lub: zobaczcie jak mi dobrze :)
Oburzony Polak pokazuje zatem w internecie jak bardzo jest wkur***ny. Tak - właśnie "wkur***ny", bo słowo zdenerwowany, wkurzony lub zły i wściekły, już nie oddaje odpowiednio jego stanu oburzenia i świętego gniewu.
Zatem człowiek mocno wkur***ny wrzuca do sieci dosadny komentarz, albo i kilka. Nie bacząc, czy to, co napisał, jest do końca mądre i czy nie obraża innych, bądź - bezpodstawnie nie osądza. Skoro w internecie, to przecież można. W razie czego to się wykasuje i po krzyku.
W ogóle, żyjemy w czasach, gdzie trzeba soczyście i z przytupem, żeby ktoś zrozumiał. Nie wystarczy więc powiedzieć że jest fajnie, miło, extra lub fantastycznie. Teraz te wszystkie słówka łączy jedno dosadne i obrazowe – zajebi***cie.
I owszem, wpada w ucho. I owszem udziela się i ani człowiek się spostrzeże, gdy sam włada biegle tym obcym, choć ponoć wciąż tylko kuchennym, językiem. Pytanie tylko - czy to oznacza, że trzeba koniecznie z tym nowo-dobrodziejstwem nie tyle mowy potocznej, co wręcz "potoczyzmu" od razu w internety? Hmmm...
Zapytam zatem raz jeszcze filozoficznie, czy dziś człowiek wkurzony, nawet srogo, jest mniej wart niż człek wkur**ny? A ten, który miał fajne wakacje to nikt w porównaniu z tym, co to czas spędził zajeb**ie?
Co się podziało w ostatnich czasach, że kulturalne słowa tracą sens i trzeba zastępować je wulgaryzmami?
I czy w ogóle trzeba? Czy jednak nie trzeba, ale one po prostu głośniej wybrzmiewają i Ci, którzy wolą jednak bardziej kulturalnie po prostu schodzą im z drogi lub, co gorsza, by nie odstawać sami dopasowują się do rozmówcy myślą, mową i (internetową) retoryką?
Doszło więc do tego, że ani się spostrzegliśmy, jak tym samym językiem zaczęliśmy w mniejszym lub większym stopniu posługiwać się i my sami... Słowa, od których uszy więdną, słychać wszędzie: w parku, telewizji, na placu zabaw... Osłuchani z nim w miejscach publicznych stosujemy je z fantazją we własnej przestrzeni. Bo szybciej, łatwiej i... wszyscy zrozumieją ;)
I nie, nie mówię tu o soczystym przerywniku, który prywatnie zdarza się raczej każdemu, KAŻDEMU, mnie samej nie wyłączając z tej wyliczanki.
Nie bądźmy hipokrytami. Chyba nie ma człowieka, który by sobie choć raz nie przeklął - choćby pod nosem. Kiedy? Tłukąc ulubioną cukierniczkę po babci, wylewając sok wiśniowy na nowy beżowy dywan, stając gołą stopą na klocek lego, lub trafiając małym palcem u nogi w kant rogówki.
Dyplom i medal dla tego, kto w tej sytuacji mówi: O-JEJ! ;)
Legenda głosi, że używanie wulgaryzmów świadczy o dużej inteligencji. Myślę sobie jednak, że właściwe ich dostosowanie do sytuacji jednak - bardziej.
Bo właściwie, to kiedy przestaliśmy stosować w życiu mowę literacką? Wtedy, gdy z braku sił i czasu przestaliśmy czytać dla przyjemności? Czy może jeszcze wcześniej?
Według statystyk tylko w zeszłym roku ponad połowa Polaków nie przeczytała żadnej książki. Czy to dlatego, że ciągle brak czasu, czy temu, że w przebodźcowanym świecie po prostu za trudno się skupić i łatwiej obejrzeć filmik na tik toku, niż przeczytać rozdział powieści? Trudno dziś wyrokować. Jednak, co ciekawe, brak poszerzania wiedzy w sposób tradycyjny, znaczy - za pomocą książki, nie przeszkadza wypowiadać się w internecie. I to na każdy temat, choć niekoniecznie – stricte na temat ;)
Ja wiem, może ciut przerysowałam, ale trudno nie dostrzec czerwonych flag, które coraz częściej pojawiają się w naszej przestrzeni. Zwłaszcza wirtualnej.
Zwykliśmy mówić, że świat staje się coraz gorszy. To zdecydowane nadużycie, bo w sumie, czemu niby miałoby tak być? Co ma świat do tego, że coraz gorsi stają się - jego mieszkańcy? To my ludzie robimy wszystko trochę na skróty, bez sprawdzenia tematu.. Bywamy atencyjni, zamaszyści, głośni, wszechwiedzący i coraz bardziej wyrywni do oceniania innych. Zwłaszcza na odległość, wirtualnie.
Skąd ta usilna potrzeba wyrażenia opinii bez konieczności zdobycia wiedzy w danym temacie? Trudno dziś na to pytanie znaleźć sensowną odpowiedź.
Wypowiadamy się na każdy temat. Krytykujemy, że ktoś jest za chudy, a ktoś inny za gruby. Od razu dopowiadając, że pewnie nie dlatego, że ma jakiś problem, lub jest chory, lecz - bo się zaniedbał.
Krytykujemy, na forum, nie w prywatnej wiadomości, kobietę, która odważyła się pokazać zdjęcia z widocznym woreczkiem stomijnym lub inną, która nie pokazała - a pokazać w sumie mogłaby, bo przecież to nie wstyd, a ona jakaś dziwna i chowa go pod ubraniami... Często takie dwojakie komentarze padają od tych samych osób. I wszystkie oczywiście w soczystych, dosadnych słowach i koniecznie - na forum.
Mało kto zastanawia się dlaczego ktoś czuje potrzebę ukazania światu nagiego brzucha z woreczkiem, protezy nogi w krótkich szortach, czy łuszczycy, która zajęła całe ręce, aż po łokcie. Stosunkowo niewiele osób doceni też fakt, że inni wolą inaczej - ciszej i dyskretniej. I nie dlatego, że się wstydzą, lecz dlatego, że tak jest bardziej w zgodzie z ich głową. Pierwszych krytykuje się często za bezwstyd i brak wyczucia, drugich za sabotowanie swojego stanu (??) i asekuranctwo.
Przyklaskujemy bądź krytykujemy - publicznie, bez zastanowienia się jaki to będzie miało wpływ na tych, których słowa te dotyczą... A co, kiedy pewnego dnia, to my, krytykujący odważnie innych, staniemy się ofiarami cudzej krytyki "w dobrej wierze"?
Warto zastanowić się nad tym zanim znów wciśniemy enter kończący wynurzenia na temat bliźniego swego. Zwłaszcza te niekoniecznie miłe, zasadne i wpisywane, choć nikt nie prosił. Niech każdy żyje jak umie. Po prostu... A jak nie do końca umie, niech obserwuje i czyta, zanim sam coś stworzy ;) Czego (wciąż) sobie i innym życzę. Bo jak powiedział Isaac Newton: "co my wiemy, to tylko kropelka. Czego nie wiemy, to cały ocean.” Pomyślcie tylko Drodzy, Kochani, jakby to było, tak wypłynąć na prawdziwie szerokie wody, zamiast wciąż brodzić przy brzegu.... To dopiero będzie fantastyczne a nawet zajebi**ie fantastyczne uczucie :)
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
Napisz komentarz