Słowa czy czyny? Co jest ważniejsze? I, w związku z tym, na kogo nakrzyczy miś?

Potrzebujemy ich jak powietrza. By żyć, a nie tylko biologicznie funkcjonować na wgranym demo: wstawanie co rano – praca – powrót do domu (z reguły późny) – sen – wstawanie… 

Dają napęd, siłę, motywację a także budują i niszczą oraz – łamią i rosną skrzydła. SŁOWA

Nas, pokolenie czasów słusznie minionych, wychowano w przekonaniu, że nie słowa się liczą lecz czyny. Że po owocach ich poznacie, że podziwiać należy czyny, nie słowa (Demokryt) a także, że miarą człowieka to one są, a nie słowa…

Nie można odmówić przysłowiom i ludowym mądrościom – mądrości. Nie tylko ludowej. Należy jednak zauważyć, że te potężne myśli nie biorą pod uwagę ważnego czynnika.
A mianowicie tego, że do każdego wielkiego czynu motywują często właściwe słowa. I że to dzięki nim, człowiek nabiera mocy, dzięki czemu jego czyny mierzone są wtedy miarą, a nie ledwo – miarką.  

Choć brzmi to obrazoburczo, bo przecież za tą teorią stoją myśliciele i autorytety, to myślę sobie jednak, że to nie do końca tak jest z tymi proporcjami w ważności czynów i słów.,..

Generalizowanie, kategoryzowanie i ubieranie jakiejś idei, może nawet mądrej,  w niezbity, nie znoszący innej opcji, pewnik – trąci naszym zwykłym, dobrze znanym i będącym mocno na cenzurowanym – STEREOTYPEM. 

Ze stereotypów można zrobić kolekcję, bo tyle ich mamy na podorędziu. Stereotypy to takie złote myśli, które złote są tylko z zasady. W najlepszym wypadku to tombak. Choć częściej jakością przypominają zwykłą, pozłacaną farbkę. Taką, którą stosować można na kartach zdrapkach.   

Nie twierdzę, że czyny, te szczere i z serca, (bo zakładamy, że chwalić się należy takimi) są mniej ważne niż słowa. Ja tylko uważam, że nie można nie doceniać słów. Z prostej przyczyny. 

Są dopełnieniem czynów.

Świat XXI wieku pokazuje najlepiej, że SŁOWA SĄ WAŻNE. Nie tylko tworzą solidną podwalinę pod czyny ale też ratują głowę a także – międzyludzkie więzi. I, co jest nie bez znaczenia dodają także sił do walki z przeciwnościami. Zwłaszcza we wszechobecnych social mediach. 

Coraz głośniej mówi się o tym, że słowa mogą też krzywdzić. A nawet – zabijać. I to zarówno prawdziwe, jak i symbolicznie. To one potrafią doprowadzić do samoizolacji, ciężkiej depresji a nawet do targnięcia się na własne życie. Te pędzące po internetowych łączach nasiąknięte złem i jadem zlepki liter tworzone są przez zwykłych ludzi. Anonimowo. A to znaczy, że, jak myśli wielu – bez konsekwencji. Złych komentarzy nie piszą jacyś tam „źli ludzie z marginesu”. Te nienawistne, bezrefleksyjne i okrutne zlepki wychodzą nierzadko spod palców ludzi miłych. grzecznych. Zawsze mówiących „dzień dobry”. Ułożonych. Często z dobrą pracą i poważaniem. Choć nie tylko. Równie często używa ich młodzież. A nierzadko także i dzieci…

Widziałam kiedyś taką grafikę:

— Szef krzyczy na mężczyznę.

— Mężczyzna – czyjś mąż, krzyczy na żonę.

— Żona – czyjaś matka krzyczy na synka.

— Synek krzyczy na misia.

— Pozostaje pytanie… Na kogo nakrzyczy miś?

Stereotyp? Jakoś nie sądzę.

Od zawsze naśladujemy. Chłoniemy z otoczenia. I – przenosimy, te samorodne lub zassane z otoczenia emocje. Czasami całą parę ładujemy we własną głowę. Czasami w pięści (tu mamy przykład czynów nie z wzniosłych sentencji). Nierzadko także, ten wielki zły i niszczący ładunek emocji pakujemy w słowa, a potem w internet. Lub tradycyjnie, w twarz najbliższych. Jakże często bezbronnych… 

Jakie są efekty w cyfrach mówią statystyki. A te znamy aż za dobrze.

Bo wbrew obiegowej opinii czerpanej ze stereotypów, słowa mają moc… Kto twierdzi, że się nie liczą, nie wziął pod uwagę wszystkich elementów, z jakich składa się nasze tu ludzkie bycie. A składa się nie tylko z czynów a także ze słów. 

Co ciekawe, choć chyba każdy na własnej skórze odczuł, choć raz, ich wielką moc – i tę budującą i tę destrukcyjną, to częściej w stosunku do bliźnich i tak wielu z nas użyje tej drugiej.

1/ Mogłeś to zrobić lepiej – to do synka, który umył naczynia, chcąc ci zrobić niespodziankę.

2/ Tylko 3? Nie stać cię na więcej? – to do córki, która jest słaba z matmy, ale siedziała po nocach by zdać te macierze i byś była z niej dumna.

3/ Wyglądasz strasznie, może dam ci numer do mojego dietetyka? – to do kobiety w trakcie sterydoterapii

4/ Te buty są okropne. Nie do wiary, że mamy te same geny, powinieneś mieć lepszy gust – to o samodzielnym zakupie naszego nastoletniego dziecka

5/ Nie zasługujesz na miłość – to do córki, która chce budować swój związek bez porad matki 

Brzmi znajomo? Oby nie… Być może znajomo będą brzmieć alternatywy tych wypowiedzi, zasłyszane gdzieś daleko, w alternatywnym świecie. I oby tak właśnie było 🙂

No to lecimy:

1/ – Wspaniała niespodzianka, dziękuję, jesteś cudownym pomocnikiem.

2/ – Na matmie nie kończy się świat – jestem z ciebie dumna.

3/ – Jak się czujesz? Mogę ci jakoś pomóc? Zadzwoń jak będziesz miała ochotę pogadać.

4/ – No brawo. Odważne! I idealnie pasują do Twojego stylu.

5/ – Zasługujesz na miłość. Walcz. Będę cię wspierać. 

Mało tu czynów, chyba, że za takowe uznamy lenistwo i zaniechanie w dbaniu o relacje, choć to raczej anty-czyny.

Słowa są ważne, tak samo jak czyny. 

Skupiajmy uwagę więc na słowach, to będziemy mogli być dumni z czynów. 

Uczmy dobrych słów nasze dzieci i uczmy… siebie samych. 

Jakoś tak się złożyło, że ostatnio byłam w pewnym sklepie w godzinach tuż przed zamknięciem, i jednocześnie, także tuż przed długim weekendem. Zewsząd czuć było grillowane mięsko i zapach ognisk. Spodziewałam się więc amatorów piwa i karkówki. Tymczasem w sklepie spokojnie. Kolejek żadnych. Cicho, miło i kilku snujących się sennie klientów. 

Choć przyszłam po coś innego przypomniałam sobie, że kończy mi się sok. Na półce stały różne soki, choć bardziej pasuje określenie: “sokopodobne” mikstury. Sięgnęłam po jedną z butelek usiłując przeczytać to drobniejsze niż mak pismo. Musiałam wyglądać na rozpaczliwie potrzebującą okularów (na codzień nie noszę) kiedy tak bezradnie przysuwałam i odsuwałam butelkę sprzed twarzy usiłując wyostrzyć wzrok. 

Nagle zza pleców usłyszałam: – może pożyczę Pani okulary? Widzę, że mamy podobny problem.

Przede mną stał mile wyglądający szpakowaty pan, który z błyskiem humoru w oczach wyciągał do mnie rękę z okularami wyjętymi z etui. Wszystkiemu przyglądały się nastoletnie dzieciaki pana jegomościa. I nie wyglądały na specjalnie zdziwione.

– Używam do czytania, powinny pomóc. Ciągnął szpakowaty gość dając mi czas na przybranie bardziej inteligentnej miny…

– Dziękuję, naprawdę nie trzeba. Udało mi się w końcu błyskotliwie wydukać, kiedy już opanowałam zdziwienie, że w sklepie, wśród ludzi zajętych tylko sobą ktoś popatrzył dalej niż w komórkę, albo na czubek własnego nosa.

– Ale jak nie trzeba, skoro widzę, że trzeba. I to bez okularów – czarująco nalegał. Wzięłam więc te okulary i spojrzałam. 

Dojrzałam literki i cyferki!  8% soku w soku. Skandal!! 

Oddalam gościowi okulary, dziękując. Na co on odpowiedział. – Nie ma za co. Trzeba sobie pomagać. Wszyscy jesteśmy ludźmi. I tylko to nam, tak naprawdę, pozostało.

Morał? Nawet w wiadomym sklepie, o prawie że nieludzkiej porze można się przekonać, że czyny i słowa genialnie się uzupełniają, zwłaszcza, gdy są nośnikami bezinteresownego dobra.

Dzień dobry, dobrzy Ludzie 🙂

 

Dodaj komentarz