Walentynki

„Każdemu wolno kochać to miłości słodkie prawo, bo kocha się sercem, a je każdy maaaaa” śpiewano już w  przedwojennych filmach z początku XXw. I to najprawdziwsza prawda. Miłość wszak nie rozróżnia ras, koloru skóry, przekonań, politycznych barw i tego, czy ktoś zdrowy, czy chory, czy z protezą czy bez, lub – czy ma stomię, czy brzuch bez naklejonego woreczka…Miłość jest dla wszystkich. Jednak, czy święto zakochanych z miłością, sensum stricte ma wiele wspólnego, to już zupełnie inna para kaloszy, lub jak kto woli: serduszek 😉

Walentynki to święto zakochanych. Zakochanych, nie kochających się „na zawsze”, a to duża różnica. Ktoś powie: semantyka, ja nieśmiało twierdzę, że, jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach, patrząc jak na przestrzeni wieków prawdziwy, wzniosły duch walentynek został mocno ograbiony z pierwotnej głębi i symboliki. 

Wieść gminna internetowa niesie, że Walentynki, a właściwie święto zakochanych to wspomnienie
św. Walentego, biskupa żyjącego w Cesarstwie Rzymskim za panowania cesarza Klaudiusza II Gockiego. Cesarz ów zakazał swym młodym poddanym wchodzenia w związki małżeńskie. Jako, że młodość, od zarania dziejów trudno ma znieść wszelakie nakazy, i ten szybko złamano. Dopomógł w tym biskup Walenty, który potajemnie udzielał młodym ludziom ślubów z ich wybrankami. Za czyny te został skazany na więzienie, w którym, niemal rzutem na taśmę udzielił ślubu córce strażnika. Ten uczynek Walenty przypłacił śmiercią, jednocześnie stając się nie tylko świętym ale też patronem kochających się ludzi. Przed śmiercią napisał, podobno list do córki strażnika podpisując go : „Twój Walenty” i tak ponoć powstało znane dziś święto, którego pierwowzorem był starożytny dzień płodności i macierzyństwa… Wtedy to, młode niezamężne Rzymianki wrzucały do wielkiego dzbana karteczki ze swoim imieniem. Karteczki te losowali następnie niezamężni kawalerowie. Wylosowana przez danego młodzieńca dziewczyna stawała się jego towarzyszką na czas świątecznych zabaw, a zdarzało się, że i na całe życie.

Prawda, że inaczej brzmi to i wygląda z perspektywy dzisiejszych czasów?  Z biegiem lat walentynki straciły swój patos i misję, stając się generalnie pretekstem do wyrażenia sympatii, co od razu podchwycili producenci i sprzedawcy suvenirów. W tym dniu sklepy pełne są czekoladek, pluszowych misiów, czerwonych baloników i świeżych kwiatów.

I choć dziś Święto Zakochanych ma smak czekoladowych słodyczy, szeleści prezentowym, błyszczącym papierem i ciut za bardzo pachnie komercją, wielu upatruje w nim szansę na romantyczny start nowego, bądź choć celebrowanie tego, co już jest.

W praktyce różnie to jednak bywa….

Maciek, nieśmiały 17 latek umówił się tego dnia z Julką. Z bijącym sercem czeka na nią na przystanku. Kupił maleńką różyczkę i misia – wyszło budżetowo, ale na tyle wystarczyło z kieszonkowego, a jeszcze musiało coś zostać na gorącą czekoladę i ciastko, w tej kameralnej knajpce, którą poleciła mu siostra. Liczy, że dziś właśnie, szkolna znajomość magicznie przeniesie się na poziom w mediach społecznościowych zwany „w związku”.

Kasia, świeżo upieczona mama małego Igora, na ten dzień szykowała się już od tygodni, wszak to pierwsze wyjście z mężem odkąd urodził się mały. Walentynki okazały się świetnym pretekstem i oboje cieszyli się na tę randkę. Żadne z nich jeszcze nie wie, że ząbkujący maluch totalnie zdemoluje wszystkie te romantyczne plany i wieczór spędzą na telefonie do znajomego lekarza pediatry usiłując uspokoić płaczącego synka i zbić mu rosnącą wciąż temperaturę,

Klaudia i tak niczego nie planuje, mąż niedawno stracił pracę, szuka nowej. Na samą o tym myśl serce jej pęka, to przecież wspaniały człowiek, kucharz- artysta, taki z prawdziwego powołania. Ne zasłużył na to, co się stało, ale cóż, historia jak wiele w tym czasie… Banał, ale jaki bolesny.. Pracodawca nie był w stanie utrzymać knajpki. Przez rosnące koszty najpierw zmniejszył swoim pracownikom wynagrodzenia a kiedy i to nie pomogło, zamknął ją – gdy na nowo otworzy, już w lepszych czasach Paweł ma u niego od razu pracę – obiecywał…Przecież zżyli się jak rodzina… Klaudia w zamyśleniu zmywa naczynia. Zrobi romantyczny wieczór w domu, nie będzie fajerwerków, ale upiecze ciasto z owocami – ulubione Pawła, będzie wino i świece. Przetrwają to wszystko i w przyszłym roku sobie odbiją. Byle razem i w zdrowiu, reszta jakoś się dokombinuje.

Takiego szczęścia nie ma Alicja, kolejne walentynki spędzi w szpitalu. Jakoś tak się składa, że zawsze zimą w nim ląduje na długi czas. Zaostrzenie wtedy najbardziej daje o sobie znać. Nie pomagają interwencje chirurgiczne, choroba nie chce się zatrzymać, atakując to, co zostaje w organizmie. Leży, kolejny dzień walcząc o normalność, patrzy jak kropla po kropli do jej żyły spływa krew, bezcenny dar jakiegoś anonimowego Anioła. Czeka na Dominika. Chce mu zakomunikować, że zdecydowała się. Chce w końcu żyć normalnie, a że ta normalność będzie miała symbol przyklejonego do jej brzucha woreczka to naprawdę nie ma znaczenia, z resztą, sam jej powiedział, że dla niego liczy się ona – woreczek to tylko dodatek, który nic w ich związku nie zmieni na gorsze. Wprost przeciwnie.    

Alicja uśmiecha się na samą myśl o tym, jak zareaguje Dominik…
Zaczną snuć dzikie plany, co zrobią gdy odzyska już wolność: pojadą na kolację do tej ulubionej knajpki, w której nie byli od lat, wybiorą się na górską łązęgę, której odmawiali sobie tyle czasu, wrócą do tematu adopcji, bo choroba odebrała jej możliwość urodzenia dziecka, będą  śmiać się i jeść szarlotkę o północy, będą wreszcie normalnie żyć…I wtedy, kto wie może wreszcie Dominik na walentynki kupi jej prawdziwy bukiecik żonkili, które ona kocha najbardziej ze wszystkich kwiatów, bo przypominają jej wiosnę. Jednak, jak tłumaczył Mąż, nie mają żelaza, a pietruszka ma, temu od lat to ją pięknie udekorowaną wręcza jej co Walentynki, obiecując, że kiedyś, jak już będzie zdrowa, dostanie cały kosz żonkili.

Czy Walentynki są komercyjne? Tak, oczywiście, ale przez to wcale nie gorsze od innych świąt.. Ważne by w tym szumie, szeleście i zapachu znaleźć coś dla siebie. Choć dziś kojarzą się raczej z zakochaniem, a nie dozgonną miłością, dla wielu  są pretekstem, by ten stereotyp zmienić. I bardzo dobrze, z resztą uważam prywatnie, że każdy dzień jest dobry na celebrowanie miłości. Czy są to Walentynki, Święto  Pracy czy zwykły deszczowy poniedziałek w środku miesiąca to już naprawdę bez znaczenia, bo jak mówią słowa przedwojennej piosenki: „Każdemu wolno kochać to miłości słodkie praaaawooo, bo kocha się sercem a je każdy maaaa(…)” ra, ra, raaa 🙂

Dzień dobry, dobrzy Ludzie 🙂

Dodaj komentarz