wiosna - Blog STOMAlife https://stomalife.pl/blog-stomalife/tag/wiosna/ Tue, 30 May 2023 22:21:14 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.3.1 Majowe dywagacje o czasie i jego nieprzekupnej naturze, czyli – czerwcu, przybywaj, jesteśmy gotowi! https://stomalife.pl/blog-stomalife/majowe-dywagacje-o-czasie-i-jego-nieprzekupnej-naturze-czyli-czerwcu-przybywaj-jestesmy-gotowi/ https://stomalife.pl/blog-stomalife/majowe-dywagacje-o-czasie-i-jego-nieprzekupnej-naturze-czyli-czerwcu-przybywaj-jestesmy-gotowi/#comments Tue, 30 May 2023 21:54:07 +0000 https://stomalife.pl/blog-stomalife/?p=1053 Trudno przecenić zbawienną moc spacerów… I czasu, gdy nie liczy się nic, tylko polna droga, beztroski świergot ptaków, trawa pod stopami i błękit nad czołem… To chyba jedyny taki moment, gdy czas jednocześnie pędzi i stoi w miejscu. Spróbujcie sobie to tylko Drodzy, Kochani wyobrazić… Maj się w końcu ogarnął. Jest wspaniale. Dokładnie tak, jak ... Dowiedz się więcej

Artykuł Majowe dywagacje o czasie i jego nieprzekupnej naturze, czyli – czerwcu, przybywaj, jesteśmy gotowi! pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>

Trudno przecenić zbawienną moc spacerów… I czasu, gdy nie liczy się nic, tylko polna droga, beztroski świergot ptaków, trawa pod stopami i błękit nad czołem… To chyba jedyny taki moment, gdy czas jednocześnie pędzi i stoi w miejscu.

Spróbujcie sobie to tylko Drodzy, Kochani wyobrazić…

Maj się w końcu ogarnął. Jest wspaniale. Dokładnie tak, jak w naszych marzeniach, które roiły się nam w głowach podczas długich jesiennych nocy i mroźnych, szarych zimowych poranków.
Niebo razi błękitem, a miejsca pod nim tyle, że zmieszczą się wszyscy. Naprawdę. Także ci, którzy z pracy prawie w ogóle nie wychodzą, albo wychodzą tylko po to, by w domu zrobić sobie czwartą kawę i zasiąść do tego, czego nie zdążyło się zrobić w firmie.

Zieleń z każdym dniem konsekwentnie idzie po nowy rekord w bujności i miękkości. Kwiecie wszelakie prześciga się w prezentowaniu swych wdzięków, delikatne brzozy zdobią listkami swe białe, strzeliste sylwetki a pszczela kapela gra cudnie w kwitnących jabłoniach i gruszach.
Przyroda mówi – DZIEŃ DOBRY CZŁOWIEKU – JESTEM. Czekam. Nie tracę nadziei na Twoje odwiedziny. To dla Twojego dobra. Z resztą, ZARYZYKUJ, ZAMKNIJ LAPTOP, WYJDŹ ZA PRÓG I SPRAWDŹ SAM.

Kiedy patrzę na datę w kalendarzu, a potem na to, co za oknem, to nasuwa mi się jedno pytanie. Skierowane do siebie i do świata – kiedy ostatnio spędziliście czas na świeżym powietrzu, Drodzy, Kochani?
Ale tak naprawdę. I nie, nie liczy się tu czas na dymka przed pracą i po niej oraz droga do sklepu po mąkę, bo brakło do naleśników. Kiedy tak naprawdę odetchnęliście pełną piersią?

No właśnie… Też musiałam się zastanowić chwilkę. Maj dobiega końca… Przekwitły dzikie mirabelki, bez i tulipany. Wzgardziliśmy tyloma wspaniałymi okazjami, by pobyć z sobą lub z sobą nawzajem… Może zatem, na dobry początek nowego miesiąca warto zrobić nieśmiały grafik, uwzględniając w nim taki prawdziwy wolny czas?
Pies się ucieszy na pewno, a jeśli nie ma na podorędziu takiego wspaniałego czworonożnego motywatora, to może mąż, żona albo partnerka czy przyjaciel?


Większość z nas lubi robić i dawać prezenty. Co najlepszego można dać drogim, kochanym osobom?
I, co nie mniej ważne, co można ofiarować sobie samemu / samej? Niech to będzie coś wyjątkowego, niecodziennego, coś, co trudno zdobyć i nie da się kupić za żadne pieniądze… Rzadkie, jak najrzadszy biały kruk i cenne bardziej, niż wszystkie dzieła Luwru.
To czas. Nieprzekupny, nieugięty i nie dający szans na powtórne przeżycie ważnych chwil. Towar deficytowy i pożądany, jak chyba nic na świecie z wyjątkiem zdrowia, choć i o nie łatwiej, gdy do mamy w zapasie.

Codziennie doświadczamy czegoś unikalnego, nieuchwytnego. W każdej chwili, nawet teraz – ja pisząc te słowa a Wy, Drodzy, Kochani, czytając je… Nim skończycie czytać ten artykuł, czas, jaki na tę czynność poświęciliście, będzie już historią, przeszłością… Owszem, można ten tekst przeczytać raz jeszcze i potem ponownie, ale – doznań, refleksji i wzruszeń, które, być może, towarzyszą Wam podczas pierwszej lektury, nie da się już powtórzyć.
Właśnie tak niepostrzeżenie i nieubłaganie mija nam każdy dzień, minuta po minucie.
Czas… Możemy go spędzać dobrze, bądź marnotrawić, bez głębszej świadomości, że coś minęło, że jesteśmy ubożsi o ostatnie pięć minut, dwa tygodnie, rok, dekadę a finalnie i całe życie…

– Mamy jeszcze dużo czasu – mówimy często. A co, jeśli wcale tak nie jest?
Robimy plany na piątek, na weekend, na wakacje, na przyszłość. Plany, w których rzadko kiedy uwzględniamy upływ czasu i wszystkie jego uboczne skutki, jakimi bywają: stagnacja, wypalenie, chroniczne zmęczenie, zniechęcenie, choroba i samotność wynikająca z faktu bagatelizowania potęgi czasu i jego nieubłagalnego upływu. Bo najpierw praca, a potem, odpoczniemy, kiedyś… w weekend, za miesiąc, na urlopie za rok, w wakacje. Przecież wszystko jest kwestią czasu, więc czas się i na to znajdzie…
Będąc istotami nadrzędnymi już jakby z definicji panujemy nad światem. Nad wszelkim stworzeniem i stworzoną przez nas technologią. Panujemy nad wszystkim, a często nie potrafimy nad własnymi zwieraczami, które w nieswoistych chorobach jelit odmawiają posłuszeństwa i nas – istoty, przecież, nadrzędne redukują do postaci nie mającego na nic wpływu. Do zwiniętego w kłębek – bólu, bez większego poczucia własnej wartości.
Panujemy nad cyfrowym światem. Budujemy wirtualne domy. Dbamy o wirtualne ogródki i relacje z innymi awatarami, jednocześnie nie mając czasu, by zadbać o dobrostan we własnej głowie i kontakty z bliskimi w realnym świecie. Ale przecież – mamy na to czas, by zadbać o zdrowie, by spędzić czas z bliskimi i by odpocząć.

A co, jeśli nie?

Czerwiec za pasem. To czas wspaniałych smukłych zielono-białych brzóz. Czereśni, truskawek i cudnego rozgwieżdżonego nieba. A także świętojańskich robaczków wirujących w ciepłe noce niczym nasze małe, prywatne, roztańczone gwiazdki.
Zaplanujmy, że będzie to inny czerwiec niż poprzedni. Poprzedni być może mijał nam w pracy, może w szpitalu, a może i tu i tu… Znów dostaliśmy szansę, by przeżyć kolejny. Czy możemy przyjąć, że będzie następny? Tego nie wie nikt. Wiadomo jednak z całą pewnością, że nie stać nas na to, by przegapić ten, który jest w zasięgu ręki. Jak, być może przegapiliśmy wiele poprzednich. Przecież kolejnej szansy możemy już nie dostać.

Zatem, Drodzy Kochani, niech ten czerwiec będzie inny. Nie ścigajmy się z czasem. I tak nie wygramy. Przeczeka nasz bezradny trucht i będzie biegł dalej. Sam. Bez nas.
Zróbmy coś, by choć pozornie, nie biegł tak szybko. Celebrujmy chwile. Zróbmy to dla tych, którzy martwią się o nas dzień po dniu. I zróbmy to dla siebie samych.
Wróćmy z pracy, przebierzmy się w wygodne ciuchy i wyjdźmy z domu…

Wiosenno-letna pora jest prawdziwym fenomenem. Choć powtarza się cyklicznie, to wciąż zachwyca.
Pierwsze niezapominajki, pierwsze nieśmiałe brzozowe listki, wspaniałe ogrodowe tulipany, drobne szafirki i oszałamiający zapachem bez. Skowronki, bociany i pracowite mrówki… Co roku niezmiennie wszystko to cieszy oko. I choć tak rzadko to całe piękno, tak naprawdę, dostrzegamy, ono co roku daje nam szansę byśmy mogli wyostrzyć wzrok i skupić spojrzenie na tym, co dobre.

Zatem zaryzykujmy. Wyjdźmy i dajmy się zachwycić. To nie będzie stracony czas. Naładowani zapachami, widokami i dźwiękami będziemy bardziej produktywni niż wypijając trzecią czy czwartą kawę.

Ja wiem, że kleszcze i że alergia. Śmiem jednak przypuszczać, że to nie jest najgorsze, co nas może spotkać. Najgorsze może być to, że wreszcie dostrzeżemy całe to piękno i dokonamy bolesnego podsumowania. Być może uświadomimy sobie wyraźnie, że przegapiliśmy mnóstwo chwil, które zwyczajnie nigdy już nie wrócą. I to tylko dlatego, że wzięliśmy za pewnik fakt, że mamy ich przed sobą bardzo, bardzo wiele.
Mądrzejsi o to spostrzeżenie, bogatsi o kolejny rok życia łapmy nową szansę – przed nami wszak kolejny cudny czerwiec.

Dzień dobry, dobrzy Ludzie 🙂

Artykuł Majowe dywagacje o czasie i jego nieprzekupnej naturze, czyli – czerwcu, przybywaj, jesteśmy gotowi! pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>
https://stomalife.pl/blog-stomalife/majowe-dywagacje-o-czasie-i-jego-nieprzekupnej-naturze-czyli-czerwcu-przybywaj-jestesmy-gotowi/feed/ 2
„Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”, czyli kiedy ruch to zdrowie, a kiedy niekoniecznie https://stomalife.pl/blog-stomalife/wazne-sa-tylko-te-dni-ktorych-jeszcze-nie-znamy-czyli-kiedy-ruch-to-zdrowie-a-kiedy-niekoniecznie/ https://stomalife.pl/blog-stomalife/wazne-sa-tylko-te-dni-ktorych-jeszcze-nie-znamy-czyli-kiedy-ruch-to-zdrowie-a-kiedy-niekoniecznie/#comments Sun, 28 May 2023 21:46:45 +0000 https://stomalife.pl/blog-stomalife/?p=983 Kto choć raz nie słyszał lub nie nucił, jednego z najwspanialszych dzieł Marka Grechuty, którego słowa wielu powtarza jak mantrę, zaklinając rzeczywistość : „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy, ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy”? W podobnym tonie wybrzmiewał gitarowo Kaczmarski: „A ty siej. A nuż coś wyrośnie;ty – ... Dowiedz się więcej

Artykuł „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”, czyli kiedy ruch to zdrowie, a kiedy niekoniecznie pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>

Kto choć raz nie słyszał lub nie nucił, jednego z najwspanialszych dzieł Marka Grechuty, którego słowa wielu powtarza jak mantrę, zaklinając rzeczywistość :
„Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy”?

W podobnym tonie wybrzmiewał gitarowo Kaczmarski:
„A ty siej. A nuż coś wyrośnie;
ty – to, co wyrośnie – zbieraj.
a ty czcij – co żyje radośnie(…)”

Przykładów w sztuce mówionej, czytanej, deklamowanej i śpiewanej jest wiele wiele, więcej…
Dominuje w nich nader optymistyczna myśl przewodnia – AVANTI NARODZIE! Dla dokładniejszego zobrazowania, znów posłużę się słowami artysty, tym razem Krzysztofa Myszkowskiego ze Starego Dobrego Małżeństwa:
„Będziemy szli wbrew logice
Powolnym marszem całe życie
Będziemy mówić, że już dosyć
I dalej, dalej dalej kroczyć(…)
Z wiarą w następny zakręt drogi,
co znów okaże się nie ten…(…)”

Co to oznacza w praktyce? Że najważniejsze to się nie cofać. Ne stać też w miejscu. Wbrew pozorom stagnacja i bezruch to też cofanie się. Tylko przedstawione w ciut innej formie. Kiedy siedzimy wygodnie w oczekiwaniu na cud, wszystko wokół pędzi, zmienia się, dorasta i ewoluuje. Wszystko wokół. Ale nie my, jak się wydaje. Nic bardziej mylnego. Mimo bezruchu nas także dopada czas, zmuszając do biegu wraz z nim. Pędzimy zatem, porwani wartkim nurtem codzienności. Choć nie zawsze zdając sobie z tego sprawę.

Paradoksalnie więc w tym bezruchu pędzimy i my. Być może wydaje nam się, że u nas wszystko po startemu, że nic się nie zmienia… Nieprawda. Zmienia się. I to bardzo dużo. My również się zmieniamy pędząc tak bezwładnie, mimowolnie, wraz z masą innym podobnych jednostek.

Pędzimy, choć nie odczuwamy wiatru we włosach. Choć z tego pędu wcale nie przyspieszył nam puls. Choć nie umiemy skupić się na widokach i nie czujemy ekscytacji. Raczej znużenie i jakiś niedosyt.
To nasze narodowe pędzenie mimo bezruchu przypomina trochę siedzenie w pociągu expresowym, który gna z dużą prędkością. I żadna w tym nasza zasługa, że on jedzie, że się przemieszcza z ogromną prędkością. Wciąż i konsekwentnie.
Dla nas, w wagonie, nie zmienia się nic poza sekwencjami kolorowych plam za oknem. Domyślamy się, że to drzewa, całe lasy, jeziora, ulice miast, człowiek, który wyszedł do parku z psem na spacer. Tkwiąc w pozornym bezruchu wagonu pędzimy z tak szaloną prędkością, że całe życie, samo w sobie, również jawi się nam jak rozmazana plama, widziana kątem oka przez okno wagonu.

Choć wciąż jesteśmy ruchu, bo nasz pociąg gna i pędzi, nie czujem z tego powodu fizycznego zmęczenia. Często odczuwamy jednak znużenie psychiczne, które boli niemal bólem fizycznym.

Czy naprawdę o to chodziło w tych wszystkich mądrych pieśniach, wierszach i dziełach wiekopomnych namawiających nas do śmiałego kroku w przyszłość?
Cóż…. Życie pokazuje, że raczej nie to autor miał na myśli, tylko my sami oblaliśmy test z interpretacji jego słów…

Może te rady były za trudne? A może tylko niedopasowane do naszych czasów.
W sumie, wystarczy spojrzeć na wielu autorów tych mądrych słów. I oni sami nie zawsze byli w stanie udźwignąć swój geniusz i dar widzenia więcej. Nierzadko i oni nie radzili sobie z wdrożeniem w życie własnych słów. Nie potrafili udźwignąć zawartego w nich przepisu na spokojne życie…
Usiąść i patrzyć na rzekę z perspektywy leżaka, a nie pospiesznego pociągu. W poezji malownicze i takie proste. W życiu, okupione nadludzkim wysiłkiem…

Czy wobec tego jesteśmy usprawiedliwieni, że i nam wychodzi to średnio? Cóż. Trudno generalizować, oceniać i krytykować, bo odpowiedź na to pytanie nie jest uniwersalna i jedna dla wszystkich. Ona tkwi w każdym z nas i tylko my sami mamy prawo do jej analizy, a tym bardziej oceny.

Co więc znaczy w praktyce, że mamy ruszyć „z wiarą w następny zakręt drogi”, czy też „siać, i patrzyć co wyrośnie”?
Dla każdego będzie to co innego. Najważniejsze, jednak, by oznaczało to coś, co rozwija, pobudza do działania i życia marginalizując jednocześnie zwątpienie, zmęczenie i zniechęcenie.

Patrzenie jak coś rośnie pomaga okiełznać czas… Uczy samodyscypliny i uważności. I nie chodzi tylko o nasturcje na rabatce. Chodzi o nasze dzieci, o nasze związki, o nasze marzenia i o nas samych.
Dzieci, są doskonałym przykładem ujarzmienia czasu. I jednocześnie alegorią dbania o całą resztę, o siebie nawzajem, o nas samych…
Dzieci przychodzą na świat jako idealnie niezapisane kartki. Dzięki naszej czułości, trosce i uważności, rosną, coraz większe, mądrzejsze, pewniejsze siebie. Nabierają blasku i młodzieńczej wiary we własne super moce. Są wspaniałe. Nie wsadzajmy ich zatem do expresu, w którym, nadludzko zmęczeni, przesiedzą życie, widząc za oknem tylko rozmazane plamy.



Nie ma dobrych rad na życie, a te uniwersalne, pasujące do wszystkiego – jak mawiał klasyk, i tak są do niczego. Zagubieni w tym szalonym pędzie siedzimy, jak w oku cyklonu zaczytując się w poradnikach doradzających, jak żyć. A co gorsza, często ślepo aplikujemy sobie je dosłownie, tylko dlatego tak bez refleksji, że w takiej formie pomogły innym.
To trochę tak, jak ubrać spodnie o rozmiar za małe, bo koleżanka, takie właśnie nosi i czuje się w nich wyśmienicie. Albo czółenka, w których stópka jest wąska i zgrabna, choć na zdjęciu prezentowano rozmiar 34 a Ty nosisz stabilne, solidne 40 i jeszcze masz szeroką stopę.

Wybierajmy sobie sami garderobę i nie wchodźmy w cudze buty, Drodzy, Kochani. I jak już musimy, to wsiadajmy tylko do tych pociągów, które robią przerwy na oddech i rozprostowanie kości.
A jeśli ruch, to taki, który powoduje, że naprawdę czujemy wiatr we włosach i przyspieszony rytm serca. I żadnej wygodnej kuszetki, choćby w niej było największe okno. Jeśli już musi to być pojazd szynowy – czemu nie…drezyna? Zwłaszcza, gdy okoliczności przyrody i pogoda kuszą i zapraszają.
Łatwiej kontrolować prędkość i mamy wpływ na to, jak widać to, co po bokach 🙂

Nikt z nas nie uniknie konsekwencji życia, jakie prowadzimy. Ponosimy je wszyscy. Bez wyjątku i bez wyjątków. Pęd, przy jednoczesnym bezruchu jest wpisany w nasz czas i filozofię życia.

Niech brak ruchu nie powoduje w nas poczucia winy. Czasowe pauzy są dobre, bo pomagają uspokoić myśli i spojrzeć z szerszej perspektywy. Ważne, tylko byśmy nie przegapili momentu, w którym niepostrzeżenie zmienią się z przerwy na oddech, w sposób na życie.

Zatem, jak śpiewa SDM: „z wiarą w następny zakręt drogi, co znów okaże się nie ten…”

Dzień dobry, dobrzy Ludzie!

Artykuł „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”, czyli kiedy ruch to zdrowie, a kiedy niekoniecznie pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>
https://stomalife.pl/blog-stomalife/wazne-sa-tylko-te-dni-ktorych-jeszcze-nie-znamy-czyli-kiedy-ruch-to-zdrowie-a-kiedy-niekoniecznie/feed/ 4
Wsiąść do pociągu… Byle jakiego i patrzyć jak wszystko (co złe) zostaje w tyle https://stomalife.pl/blog-stomalife/wsiasc-do-pociagu-byle-jakiego-i-patrzyc-jak-wszystko-co-zle-zostaje-w-tyle/ https://stomalife.pl/blog-stomalife/wsiasc-do-pociagu-byle-jakiego-i-patrzyc-jak-wszystko-co-zle-zostaje-w-tyle/#comments Wed, 26 Apr 2023 08:19:55 +0000 https://stomalife.pl/blog-stomalife/?p=627 Dla Julity to był dzień jak co dzień w Polsce późną jesienią. Przeraźliwie zimno, szaro, lało, wiało i potem znów lało, prawie już w poprzek. Jechała na ważne spotkanie, czytaj, na kolejną wizytę w „gmachu beznadziei ogłaszanej beznamiętnie i zdawkowo”. Po drodze bezlistne drzewa wyginały się w jakimś makabrycznym tańcu. Sceneria i pogoda zsynchronizowała się ... Dowiedz się więcej

Artykuł Wsiąść do pociągu… Byle jakiego i patrzyć jak wszystko (co złe) zostaje w tyle pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>

Dla Julity to był dzień jak co dzień w Polsce późną jesienią. Przeraźliwie zimno, szaro, lało, wiało i potem znów lało, prawie już w poprzek.

Jechała na ważne spotkanie, czytaj, na kolejną wizytę w „gmachu beznadziei ogłaszanej beznamiętnie i zdawkowo”. Po drodze bezlistne drzewa wyginały się w jakimś makabrycznym tańcu. Sceneria i pogoda zsynchronizowała się totalnie z jej nastrojem. Typowym, do comiesięcznych odwiedzin Julity w gmachu, gdzie nawet nadzieja czuje się persona non grata.

I nagle w radio usłyszała wspaniałą gitarę i charakterystyczny głos z chrypką:

„Światem zaczęła rządzić jesień,
Topi go w żółci i czerwieni,
A ja tak pragnę czemu nie wiem
Uciec pociągiem od jesieni.
Uciec pociągiem od przyjaciół
Wrogów, rachunków, telefonów.
Nie trzeba długo się namyślać.
Wystarczy tylko wybiec z domu.”

Czuła, że to o niej. Absolutnie i na sto procent. Też miała ochotę nie skręcać w ulice wiodącą do szpitala, lecz jechać wprost, na dworzec PKP… Nawet już z domu nie musiałaby wybiegać, bo była już w samochodzie… A dworze tak blisko. Przy małym wysiłku już teraz widać było perony..

„Wsiąść do pociągu byle jakiego”, jak śpiewała Maryla Rodowicz…

Kto nie miał takiej ochoty choć raz w życiu, niech postawi przyjacielowi bilet na pociąg z gór aż nad samo morze 🙂 Tak, zważywszy na ceny, lepiej poszperać w pamięci i przyznać się. Bo każdy chociaż raz w życiu miał taki moment, że chciał zwiać gdzie pieprz rośnie…

Powodów do ucieczki jest tyle, ile ludzi, a może nawet i więcej.

Czasami pod ścianą życia stawia nas brak stabilizacji, tułanie się po wynajmowanych mieszkaniach. Może z dzieckiem, bez wsparcia rodziców. Może to być również niepewna sytuacja w pracy, a tu kredyt, korepetycje dziecka i lekcje baletu drugiego… Innym razem to nieszczęśliwa relacja, z której chcemy się wyplątać marząc jednocześnie o zmianie całego swojego otoczenia.
Do chęci ucieczki skłania też potworne zmęczenie i zniechęcenie, wiążące się z całodobową opieką nad chorym bliskim – dzieckiem lub osobą dorosłą… Takiej myśli często nie da się nawet wymówić na głos. Nie pozwala na to poczucie winy. Ale ona i tak się pojawia. Po prostu, Jak wentyl bezpieczeństwa dla utrzymania kruchej równowagi głowy.

Uciec chciała też Julita. Chorowała długie lata na jelita. Szans na cud nie było już żadnych. Coraz częściej zaczepia myślą o temat stomii. Dziś jechała powiedzieć lekarzowi, że się zdecydowała Chyba. Gdyby była opcja, że jak wsiądzie do pociągu i odjedzie, jak w piosence, byle gdzie, i dzięki temu nie będzie musiała decydować o niczym, to nawet nie wracałaby do domu po bagaż.

Inaczej podejmuje się decyzje o symbolicznej drodze w nieznane z jasną głową, dla chęci odmiany rutyny życia, dla przygody. Wtedy taka podróż rzeczywiście jest przygodą i budzi nadzieje na coś nowego i dobrego.

Podróż-ucieczka to… jednak ucieczka. Choć tylko we własnej głowie, to nadal opcja, po której nie wiadomo jakich spodziewać się efektów końcowych.

Czy symboliczny pociąg, do którego wsiądziemy zawiezie nas w dobre, bezpieczne miejsce? Bez trosk i problemów, jakie trzymają nas na naszej obecnej stacji? Tego można się domyślać, ale już twierdzić z całą pewnością – nie. Zatrzymując się na stacji końcowej, często chcemy od razu efektu „wow”, a niegotowi na wysiłek, by to osiągnąć, rezygnujemy z celu. Choć, być może jest w zasięgu ręki.

Do pociągu wsiadamy często z myślą „jakoś to będzie” i dlatego właśnie na stacji docelowej rozczarowujemy się okrutnie. Dlaczego? Bo nie byliśmy przygotowani na to, że nowe, będzie nowe i trzeba będzie popracować nad jego jakością. I mimo, że często mamy świetny materiał wyjściowy, to jednak brak do tego chęci, bo przecież: „jakoś to będzie”.
A „jakoś to będzie” to najgorsza forma „hakuna matata”, jaka istnieje. Ponieważ „jakoś to będzie” oznacza, że będzie samo, bez naszego udział. Jakoś.

Tylko od nas zależy jak to „nowe” zagospodarujemy. Przecież „inne” bardzo często wcale nie znaczy „gorsze”. Wszystko jest kwestią jakie i czy w ogóle, pozwolimy na to wszystko rzucić światło i ile sobie na to damy czasu. Wszak, co nagle to po diable, a mało kto lubi czekać, zwłaszcza, że przecież MIAŁO być lepiej.

Za przykład takiego „nie włączenia sobie światła” znów posłuży mi ta sama statystyka. W Polsce 87% stomików nie akceptuje swojej sytuacji. Kolejny raz wspominam o tym, bo to rzecz straszna i trudna do uwierzenia. Po operacji, mając doskonały materiał wyjściowy do obróbki (nowe lepsze życie), wielu odkłada go na półkę i zdaje się na los, bo dobre już było. A teraz to już „jakoś to będzie”. Takie pasywne podejście pogłębia alienację i odbiera siły potrzebne do zawalczenia o siebie.

A przecież stomia to nie choroba. Choć bardzo wiele osób nadal tak myśli. To efekt – skutek ucieczki od choroby. Wentyl bezpieczeństwa – dosłownie i w przenośni. Stomia to symbol zwycięstwa. Ni mniej ni więcej. I tylko tak należy do niej podchodzić. Z podniesionym czołem, z wieloma planami i z biletem w „lepsze nieznane” w ręku.

Jeśli wsiądziemy do pociągu byle jakiego ale z myślą, że po prostu trzeba będzie zagospodarować, to co przyjdzie i zrobić to najlepiej jak się da, zamiast myśli „jakoś to będzie” to już z automatu dajemy sobie przestrzeń do tworzenia. Wtedy też z większą łatwością dostrzegamy przez okno pędzącego pociągu, że świat jest naprawdę piękny, że woła i czeka. W opcji „jakoś to będzie” automatycznie skazujemy się na nieswoje wybory. Kto wie, jaki procent z tych 87 tak właśnie robi, świadomie lub nie.

Wiosna to fajny moment na wyjście ze skorupki. Może zatem podkręcić na full Marylkę w radio, zabujać razem z nią, a potem, nie oglądając się za siebie, wsiąść do pociągu i z jego okna patrzyć jak wszystko, co chcemy zostawić za sobą, faktycznie zostaje w tyle?

„Wsiąść do pociągu byle jakiego,
Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet,
Ściskając w ręku kamyk zielony,
Patrzeć jak wszystko zostaje w tyle…”

Dzień dobry, dobrzy Ludzie 🙂

W tekście wykorzystałam fragmenty utworu śpiewanego przez Marylę Rodowicz: „Wsiąść do pociągu”, muzyka Seweryn Krajewski, słowa: Magdalena Czapińska.

Artykuł Wsiąść do pociągu… Byle jakiego i patrzyć jak wszystko (co złe) zostaje w tyle pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>
https://stomalife.pl/blog-stomalife/wsiasc-do-pociagu-byle-jakiego-i-patrzyc-jak-wszystko-co-zle-zostaje-w-tyle/feed/ 2
Wiosna, ach to Ty! Czyli o tym, że każdy moment jest dobry na plany, niekoniecznie wiosenne https://stomalife.pl/blog-stomalife/wiosna-ach-to-ty-czyli-o-tym-ze-kazdy-moment-jest-dobry-na-plany-niekoniecznie-wiosenne/ https://stomalife.pl/blog-stomalife/wiosna-ach-to-ty-czyli-o-tym-ze-kazdy-moment-jest-dobry-na-plany-niekoniecznie-wiosenne/#comments Wed, 19 Apr 2023 09:49:51 +0000 https://stomalife.pl/blog-stomalife/?p=546 Początki były trudne. Nawet bardzo. Pani Wiosna złapała jakiś totalny niedoczas i w dniu planowanej corocznej wizyty w Polsce… zaspała, spóźniła się na pociąg lub może rączy rumak zwichnął nogę i nie był zdolny do szarży na zimę… Trudno powiedzieć, co było powodem. Łatwiej określić jaki był efekt, a efekt tej zwłoki był taki, że ... Dowiedz się więcej

Artykuł Wiosna, ach to Ty! Czyli o tym, że każdy moment jest dobry na plany, niekoniecznie wiosenne pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>

Początki były trudne. Nawet bardzo. Pani Wiosna złapała jakiś totalny niedoczas i w dniu planowanej corocznej wizyty w Polsce… zaspała, spóźniła się na pociąg lub może rączy rumak zwichnął nogę i nie był zdolny do szarży na zimę… Trudno powiedzieć, co było powodem. Łatwiej określić jaki był efekt, a efekt tej zwłoki był taki, że zwyczajnie – Wiosna nie dotarła na swoje święto…

21 marca większość z nas mentalnie przygotowała się na słońce, pierwsze ptasie trele i co najważniejsze, zmianę garderoby, z tej totalnie „na misia”, czy „cebulkę” na zwiewną, lekką i wiosenną. Niestety, w tym roku absolutnie sprawdziło się przysłowie, że „w marcu jak w garncu”. Dodatkowo, bez konsultacji z kimkolwiek, Matka Natura garnek ów wcisnęła do lodówki, podkręcając pokrętełko na opcję: „chłodzenie max”.

Z tego też powodu święto wiosny obchodziliśmy raczej w białej scenerii, względnie, takiej w kolorze mopa do podłogi, bo gdzie nie leżał zimny puch, rozciągały się błotniste, szaro-bure kałuże.

Jak żyć? – pytało wielu.

Cóż, na tak postawione pytanie nie ma dobrej odpowiedzi, Zwłaszcza, w kontekście wiosny . Trzeba uzbroić się w kolejną paczkę chusteczek do nosa, ciepłe skarpetki, gorącą herbatkę z sokiem malinowym i masę cierpliwości.

W zasadzie, żadna to nowina, że wiosna jakaś nienachalna w ciepło. Już Mark Twain wiele lat temu podzielił się ze światem opinią, na temat tej kapryśnej panny, mówiąc: „wiosną policzyłem 136 różnych rodzajów pogody w ciągu 24 godzin”. Cóż, my mieliśmy tylko deszcz, śnieg, grad i burze z piorunami… Może nie ma co być zatem pamiętliwym?

Henry Van Dyke zauważył przytomnie, że „pierwszy dzień wiosny to jedno, a pierwszy wiosenny dzień to co innego. Czasami różnica między nimi wynosi nawet miesiąc”. Trudno się nie zgodzić, zwłaszcza, że i u nas mniej więcej tyle to trwało. Wreszcie, jakoś po miesiącu od inauguracji, nieśmiało, przy dużej dozie dobrej woli można było zacząć zauważać, że jednak przyszła. Tylko przycupnęła po cichutku w kącie i dlatego nikt nie zauważył.

Jednak, cud dział się na naszych oczach. Nieśmiało, ale zdecydowanie. Dzień się rozjaśniał z każdym dniem, niedobitki śniegu zaczęły szybciej znikać, a trawa stała się jakaś taka bardziej wyrazista. Kiedy na mojej ogrodowej łące pojawiły się kurdybanki, a na polnych rozlewiskach cudne kaczeńce, stwierdziłam, że czas ogłosić oficjalnie: WIOSNA PRZYSZŁA.

No i co z tego? Zapyta pesymista. W zasadzie, hmm, pytanie petarda. Bo cóż takiego zmieniło się w stosunku do zeszłego tygodnia? Może ktoś nadal ma duży kredyt i problem, by spiąć budżet, może ktoś nadal czeka na wyniki egzaminu, czy badań, a ktoś inny nadal ma stomię…

Rzeczy nie uległy zmianie tylko temu, że kalendarz posunął naprzód nie tylko wskazówki zegara, ale też nasze życie.

Niemniej, wiosna to taki czas, że większość z nas czuje się inaczej… Czy lepiej? Trudno zdefiniować to pojęcie. Ale słowo „inaczej” w kontekście: „nie gorzej” i tak brzmi już prawie jak plan.

Po niekończących się dniach mroku, zimna i totalnie smutnego krajobrazu za oknem, wiosna jawi się jako wyjście z sytuacji i…z domu.

Z każdym dniem jest jaśniej, cieplej i głośniej. A warto zaznaczyć, że wiosenne „głośniej” to zdecydowanie przyjemniejsze „głośniej” niż zimowe, kojarzące się z warkotem odśnieżarko-piaskarki pod naszym oknem. I to o 4 nad ranem.

Świat budzi się z, nie do końca, zdrowego snu. A my z nim. Słychać ptaki i pszczoły. Pąki na drzewach sposobią się do eksplozji w zieleń, a niebo znów wraca do koloru błękitnego. Słońce przyjemnie głaszcze twarz, bez względu na to, czy jedziemy samochodem do pracy, czy mamy moment, by „pocelebrować” życie siedząc w parku i licząc kaczki pływające w stawie.

Idzie nowe. Choć co roku prawdopodobnie wygląda tak samo.

Jak w zeszłym roku, żonkile znów pysznią się w ogrodzie sąsiada. Kamil z klatki obok rozpoczął sezon rowerowy. Pani Krysia przesiaduje na działce od rana do wieczora, znosząc do domu sezonowe, świeżo zerwane kwiaty, a Monika z Jankiem co weekend ruszają na dalekie wędrówki z psem. Jak co roku. Jednak, mimo, że to „nowe” jest tak bardzo cykliczne i powtarzalne, to nadal większość z nas cieszy, że tak właśnie jest. Że jest w ogóle.

Wiosna sprzyja decyzjom. Małym i większym. Roztacza wizję kolejnego cudnego czasu, który być może jest w zasięgu ręki. Być może, bo to nie jest żaden pewnik, choć, by się o tym przekonać, trzeba odważnego kroku w przód. Nie wszystkie problemy znikną. W zasadzie, nie jestem pewna, czy jakiekolwiek mają na to szansę tylko dlatego, że przyszła wiosna. Jednak mimo to, i tak jakoś lżej, przynajmniej czasami i przynajmniej niektórym.

Dla wielu będzie to wiosna ostatnia z różnych powodów: ostatnia zdrowa, ostatnia normalna, lub ostatnia. Po prostu.

Czasami możemy temu zapobiec, czasami nie. Jednak, bez względu na wszystko, trzeba próbować. Każdy zasługuje na to, by znów poczuć słoneczne promienie na twarzy. By znów poczuć, że życie ma sens.

Często bywa tak, że światło dnia jeszcze mocniej obnaża nasze słabości i niemoc w stosunku do spraw, które się piętrzą przed nami i w naszych własnych głowach. Paradoksalnie jednak, bywa i tak, że wbrew wszystkiemu jest jakoś łatwiej, gdy jasno. Wszak to, co złe z reguły czai się w mroku, tym na zewnątrz i tym w naszych głowach. Wiosna i ten cały pozytywny rwetes wokół, u większości z nas włącza jednak guzik: „dam radę jeszcze raz”.

Robimy plany i na weekend, na wakacje, czasami na całe życie. Mimo wszystko, jakoś łatwiej podjąć duże decyzje, gdy nie skradamy się po omacku obok problemów, bojąc się kolejnej kolizji. Wręcz przeciwnie, w ostrym świetle dnia, widać od razu gdzie są zdradzieckie rafy i jak je ominąć. Czasami wystarczy mała zmiana kursu, czasami, musi to być absolutna volta. Gdy zegar zaczyna odmierzać czas wstecz – do środka naszej głowy, nie ma na co czekać. Szczególnie wtedy, gdy decyzje te można podjąć na własnych warunkach. I nie ma znaczenia, czego dotyczą. Jeśli mamy czas, by się zastanowić, jak ogarnąć temat, wiosna jest genialna, by zacząć akcję: „zasługuję na to, by było inaczej”. Czy to znaczy lepiej? tego nie wiem, i podejrzewam, że tak naprawdę, to nikt nie wie, póki nie spróbuje.

To może być decyzja związana ze zmianą pracy, z otwarciem własnego wymarzonego biznesu ale też z podjęciem leczenia psychiatrycznego, pójściem na terapię, uwolnieniem się z toksycznego związku, czy – wyłonieniem stomii. Każda z tych decyzji jest ważna. Oczywiście nie od każdej zależy, czy w ogóle będziemy żyć, ale zdecydowanie od każdej – jak. Już chociaż z tego względu warto zaryzykować zmiany.

Wiosna to wreszcie taki dobry czas, by odetchnąć pełną piersią.

Jeśli tylko mamy widoki, na to, by poprawić jakość swojego życia, warto spróbować. Jeśli czas pozwala – małymi kroczkami, jeśli już jesteśmy spóźnieni – jednym wielkim susem.
I zróbmy to. Koniecznie. Bez względu na to, czy będzie to operacja dająca szansę na normalne życie choć z woreczkiem stomijnym, czy będzie to zwykły remont mieszkania i wywalenie starych mebli po cioci Kazi, które owszem, są całkiem pojemne, ale zajmują 3/4 całej powierzchni, czy będzie to zmiana garderoby i zadbanie o siebie po latach dbania o innych i bycia dla siebie samej niewidzialną.
Zdecydowanie warto zawalczyć o siebie, zwłaszcza, że długie wiosenne dni sprzyjają czynom. Zarówno tym małym, jak i tym ogromnym.

Luther Burbank amerykański przyrodnik, botanik, ogrodnik i hodowca roślin, powiedział sentencjonalnie: „nie czekaj, aż ktoś przyniesie ci kwiaty. Zasadź własny ogród i udekoruj swoją duszę ”

Nie czekajmy zatem. Sadźmy już dziś, albo choć nie przeszkadzajmy, gdy samo rośnie.

Dzień dobry, dobrzy Ludzie 🙂

Artykuł Wiosna, ach to Ty! Czyli o tym, że każdy moment jest dobry na plany, niekoniecznie wiosenne pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>
https://stomalife.pl/blog-stomalife/wiosna-ach-to-ty-czyli-o-tym-ze-kazdy-moment-jest-dobry-na-plany-niekoniecznie-wiosenne/feed/ 6
Pierwszy Dzień Wiosny – świat: DZIEŃ DOBRY, a echo nadal: mać… mać… mać… https://stomalife.pl/blog-stomalife/pierwszy-dzien-wiosny-gdy-swiat-mowi-do-nas-dzien-dobry-a-nasze-wewnetrzne-echo-odpowiada-z-przyzwyczajenia-mac-mac-mac/ https://stomalife.pl/blog-stomalife/pierwszy-dzien-wiosny-gdy-swiat-mowi-do-nas-dzien-dobry-a-nasze-wewnetrzne-echo-odpowiada-z-przyzwyczajenia-mac-mac-mac/#comments Tue, 21 Mar 2023 08:41:37 +0000 https://stomalife.pl/blog-stomalife/?p=332 Znacie to uczucie, gdy świat woła do nas: DZIEŃ DOBRY! A nasze wewnętrzne echo odpowiada z przyzwyczajenia: MAĆ…MAĆ…MAĆ…? Taak… Ja też 🙂Tak było jeszcze wczoraj, czyli srogą zimą… Dziś, to co innego 🙂 Dziś to przecież 21 marzec… Po prawdzie, jakiejś spektakularnej zmiany w stosunku do 20 marca się nie doszukałam, ale – i tak ... Dowiedz się więcej

Artykuł Pierwszy Dzień Wiosny – świat: DZIEŃ DOBRY, a echo nadal: mać… mać… mać… pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>

Znacie to uczucie, gdy świat woła do nas: DZIEŃ DOBRY! A nasze wewnętrzne echo odpowiada z przyzwyczajenia: MAĆ…MAĆ…MAĆ…? Taak… Ja też 🙂
Tak było jeszcze wczoraj, czyli srogą zimą… Dziś, to co innego 🙂

Dziś to przecież 21 marzec… Po prawdzie, jakiejś spektakularnej zmiany w stosunku do 20 marca się nie doszukałam, ale – i tak w sercu ciut raźniej niż wczoraj… Pewnie nie bez znaczenia jest fakt, że od dziś, „na legalu”, można mówić: JUŻ JEST WIOSNA, HIP, HIP, HURA! Co ciekawe, w tej sytuacji, jak śnieg w pierwszych ciepłych promieniach słońca, zniknęło nagle wewnętrze echo. MAGIA! 🙂

Czy chodząc po chleb, bułki i kawałek babki „na metry” – do kawy, skrzętnie inwentaryzowałam w głowie wszystkie przebiśniegi i krokusy w przydomowych ogórkach? Owszem.
Czy, wewnętrznie, płakałam rzewnymi łzami za każdym razem, gdy, mimo że te przebiśnieg i krokusy, to jednak śnieg z deszczem wciąż pokazywał, kto tu jeszcze rządzi? Zdecydowanie.

Tak naprawdę to odliczałam do tego dni od jesiennej słoty… Od czasu, gdy oficjalnie przestawiliśmy zegary na czas: „robi się ciemno o 16-tej i lepiej nie będzie do samej wiosny, więc się, człowieku, przyzwyczaj”.
Ten czas po prostu trzeba było przetrwać. Zrozumiałam to wyraźnie, gdy konieczność codziennej pracy zmusiła mnie do weryfikacji planów, polegających na zapadnięciu w zimowy sen
Wierzyłam z całych sił, że wiosna kiedyś przyjdzie. I doczekałam się, choć dłużyło się i to bardzo.

Łatwo nie było ale zdecydowanie było warto. Nastawiłam się na odbiór. Cierpliwie czekałam i odliczałam każdy dzień. I, ku własnej, wielkiej radości, zaczęłam dostrzegać małe zmiany. Dzień niepostrzeżenie robił się coraz dłuższy. Za oknem kłóciły się, zapamiętale, wróble. W trawie pojawiły się pierwsze wiosenne kwiatki a i pranie zaczęło schnąć szybko – bo na świeżym powietrzu. Trudno to przecenić, zwłaszcza, gdy komuś akurat zepsuła się suszarka albo takowej nie posiada.


Skoro Paryż wart był mszy, świat wart był i wciąż jest – wiosny… Zwłaszcza po zimie. Długiej, ciemnej i nie wyglądającej tak, jak na instagramowych pocztówkach, a wręcz przeciwnie. Jak by nie było ciężko, to z wiosną zawsze jakoś lżej, łatwiej, szybciej. Po prostu…

Ja sama pamiętam 12-cie, raczej trudnych, wiosen. Pamiętam też, że mimo, iż często oglądałam je z poziomu gleby, to zawsze, na przekór wszystkiemu, potrafiłam dostrzec piękno zielonej trawy i schowanych w niej białych dzwoneczków. Jakoś do dziś nie zakodowałam ich nazwy. Nie to było istotne. Istotne było natomiast to, że co roku były. Niezmiennie. Miałam na co czekać. I bez względu na okoliczności, chciałam na to czekać.

W czasie względnie dobrych wiosen podziwiałam tę zieleń pierwszej trawki i biel dzwoneczków „na żywo”, na przydomowej łące. W czasie wiosen zdecydowanie gorszych – jedynie z perspektywy szpitalnego łóżka. Wpatrywałam się wtedy w ekran telefonu i przywoływałam rozpaczliwie w pamięci obrazy kwiatów, którym robiłam zdjęcia, gdy byłam poza szpitalem. Odgrażałam się choróbsku, że jeszcze nie złożyłam broni, jeszcze zawalczę o swoją własną, dobrą wiosnę.
Droga do tej decyzji zajęła mi sporo lat. Z perspektywy czasu patrząc – dużo za dużo. Zajęła też wiele dramatycznych zwrotów akcji i wiele złudnych nadziei. Nadziei, które finalnie okazały się cudnymi, ale jednak tylko – fatamorganami.


Wiosna to przedziwny, magiczny czas. Człowiek choć mniemał, że dał już z siebie wszystko, zaczyna kombinować, czy jednak nie da się jeszcze czegoś zrobić, by wydobyć z organizmu ostatnie rezerwy energii. Dosłownie odrobinkę, tyle, by udało się wejść w słoneczne światło i podładować baterie… Bo przecież łaskoczące w twarz ciepłe promienie, jak nic na świecie, potrafią wywołać uśmiech. Co ciekawe, nawet wtedy, gdy jesteśmy przekonani, że tę umiejętność pożegnaliśmy na zawsze. Że przepadła podczas długich miesięcy bólu, który zmienił nieodwołalnie ustawienia fabryczne w naszej psychice. Tak często myślimy. Tak sama myślałam. Na szczęście przyszła kolejna wiosna i w jakiś niepojęty sposób, zmieniła wszystko.

John Locke angielski filozof, lekarz, polityk i ekonomista twierdził, że wszyscy, bez wyjątku, przychodzimy na ten świat jako białe, niezapisane kartki. Kartki, które zapisują się doświadczeniami i przeżyciami, jakie stają się naszym udziałem podczas wielu lat życia. Ta osobista czysta karta, którą na starcie jesteśmy, to TABULA RASA.
Nie bez znaczenia jest to, że karta naszego życia jest jasna, biała i przejrzysta. Wszak wszystko, co piękne rodzi się w świetle. Czerń i kolory pokrewne przypisywane są smutkowi, cierpieniu, rozpaczy i żałobie… Może temu, że w ciemności trudno dostrzec drogę do wyjścia, a w świetle wprost przeciwnie? Może właśnie o to chodzi? I może dlatego, podświadomie, tak bardzo czekamy na wiosnę? Bo wiosna to przecież życie i światło.

Zapisujemy nasze karty następującymi po sobie przeżyciami. Kolejna wiosna to kolejny rozdział w tej fascynującej księdze. W naszym unikatowym, osobistym wewnętrznym pamiętnikiem. Są w nim zarówno jasne jak i ciemne karty. Które przeważają? U każdego proporcje są inne. Nie na wszystkie rzeczy mamy wpływ, ale na wiele zdecydowanie tak.
Dlaczego więc nie wykorzystać zmiany, jaka dzieje się w przyrodzie jako pretekstu do przeprowadzenia własnej rewolucji? Po co żałować kolejnej wiosny? A co, jeśli to ten czas, gdy otwiera się możliwość, by brać z jej stołu obfitości do syta (lub chociaż połowę porcji z sektora sałatek – jeśli ktoś na diecie ;))?

Dla wielu będzie to wiosna 18-ta, dla innych 34-ta, dla pozostałych może 45-ta, 68-ma czy też 85-ta… Bez względu na to, którą z kolei będzie, ważne, że w tym roku będzie znów. Dla wszystkich bez wyjątku. A to oznacza, że kolejna szansa znów jest przed nami. Może to będzie wiosna, w której ktoś podejmie ważną decyzję rzutującą na całe jego dalsze życie. Może to będzie wiosna, którą, jak poprzednią, prześpimy w strachu przed zmianami… A może to będzie wiosna ostatnia? I już z tego powodu, warto powalczyć, by była jak z marzeń.

Dziś, 21 marca. Wyobraźmy sobie, że trzymamy w ręku kartkę zdrapkę. Pod maskującą farbką jest jednak coś znacznie cenniejszego niż butelka gazowanego napoju wiadomej marki, krem pod oczy i na piękny dekolt, czy nawet wycieczka do Egiptu z full bufetem i open barem.

Wyobraźmy sobie, że pod farbką nie ma nic… Totalna TABULA RASA. Tylko czysta, jasna, biała jak płatki kwiatu, kartka… Wystarczy jedna nasza myśl, by pod farbką pojawiła się nagroda, coś, o czym marzymy, czego pragniemy, jak niczego innego w świecie… O czym byście pomyśleli?

Dzień dobry, dobrzy Ludzie 🙂

Artykuł Pierwszy Dzień Wiosny – świat: DZIEŃ DOBRY, a echo nadal: mać… mać… mać… pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>
https://stomalife.pl/blog-stomalife/pierwszy-dzien-wiosny-gdy-swiat-mowi-do-nas-dzien-dobry-a-nasze-wewnetrzne-echo-odpowiada-z-przyzwyczajenia-mac-mac-mac/feed/ 2