pierwszy dzień wiosny - Blog STOMAlife https://stomalife.pl/blog-stomalife/tag/pierwszy-dzien-wiosny/ Wed, 19 Apr 2023 09:49:53 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.3.1 Wiosna, ach to Ty! Czyli o tym, że każdy moment jest dobry na plany, niekoniecznie wiosenne https://stomalife.pl/blog-stomalife/wiosna-ach-to-ty-czyli-o-tym-ze-kazdy-moment-jest-dobry-na-plany-niekoniecznie-wiosenne/ https://stomalife.pl/blog-stomalife/wiosna-ach-to-ty-czyli-o-tym-ze-kazdy-moment-jest-dobry-na-plany-niekoniecznie-wiosenne/#comments Wed, 19 Apr 2023 09:49:51 +0000 https://stomalife.pl/blog-stomalife/?p=546 Początki były trudne. Nawet bardzo. Pani Wiosna złapała jakiś totalny niedoczas i w dniu planowanej corocznej wizyty w Polsce… zaspała, spóźniła się na pociąg lub może rączy rumak zwichnął nogę i nie był zdolny do szarży na zimę… Trudno powiedzieć, co było powodem. Łatwiej określić jaki był efekt, a efekt tej zwłoki był taki, że ... Dowiedz się więcej

Artykuł Wiosna, ach to Ty! Czyli o tym, że każdy moment jest dobry na plany, niekoniecznie wiosenne pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>

Początki były trudne. Nawet bardzo. Pani Wiosna złapała jakiś totalny niedoczas i w dniu planowanej corocznej wizyty w Polsce… zaspała, spóźniła się na pociąg lub może rączy rumak zwichnął nogę i nie był zdolny do szarży na zimę… Trudno powiedzieć, co było powodem. Łatwiej określić jaki był efekt, a efekt tej zwłoki był taki, że zwyczajnie – Wiosna nie dotarła na swoje święto…

21 marca większość z nas mentalnie przygotowała się na słońce, pierwsze ptasie trele i co najważniejsze, zmianę garderoby, z tej totalnie „na misia”, czy „cebulkę” na zwiewną, lekką i wiosenną. Niestety, w tym roku absolutnie sprawdziło się przysłowie, że „w marcu jak w garncu”. Dodatkowo, bez konsultacji z kimkolwiek, Matka Natura garnek ów wcisnęła do lodówki, podkręcając pokrętełko na opcję: „chłodzenie max”.

Z tego też powodu święto wiosny obchodziliśmy raczej w białej scenerii, względnie, takiej w kolorze mopa do podłogi, bo gdzie nie leżał zimny puch, rozciągały się błotniste, szaro-bure kałuże.

Jak żyć? – pytało wielu.

Cóż, na tak postawione pytanie nie ma dobrej odpowiedzi, Zwłaszcza, w kontekście wiosny . Trzeba uzbroić się w kolejną paczkę chusteczek do nosa, ciepłe skarpetki, gorącą herbatkę z sokiem malinowym i masę cierpliwości.

W zasadzie, żadna to nowina, że wiosna jakaś nienachalna w ciepło. Już Mark Twain wiele lat temu podzielił się ze światem opinią, na temat tej kapryśnej panny, mówiąc: „wiosną policzyłem 136 różnych rodzajów pogody w ciągu 24 godzin”. Cóż, my mieliśmy tylko deszcz, śnieg, grad i burze z piorunami… Może nie ma co być zatem pamiętliwym?

Henry Van Dyke zauważył przytomnie, że „pierwszy dzień wiosny to jedno, a pierwszy wiosenny dzień to co innego. Czasami różnica między nimi wynosi nawet miesiąc”. Trudno się nie zgodzić, zwłaszcza, że i u nas mniej więcej tyle to trwało. Wreszcie, jakoś po miesiącu od inauguracji, nieśmiało, przy dużej dozie dobrej woli można było zacząć zauważać, że jednak przyszła. Tylko przycupnęła po cichutku w kącie i dlatego nikt nie zauważył.

Jednak, cud dział się na naszych oczach. Nieśmiało, ale zdecydowanie. Dzień się rozjaśniał z każdym dniem, niedobitki śniegu zaczęły szybciej znikać, a trawa stała się jakaś taka bardziej wyrazista. Kiedy na mojej ogrodowej łące pojawiły się kurdybanki, a na polnych rozlewiskach cudne kaczeńce, stwierdziłam, że czas ogłosić oficjalnie: WIOSNA PRZYSZŁA.

No i co z tego? Zapyta pesymista. W zasadzie, hmm, pytanie petarda. Bo cóż takiego zmieniło się w stosunku do zeszłego tygodnia? Może ktoś nadal ma duży kredyt i problem, by spiąć budżet, może ktoś nadal czeka na wyniki egzaminu, czy badań, a ktoś inny nadal ma stomię…

Rzeczy nie uległy zmianie tylko temu, że kalendarz posunął naprzód nie tylko wskazówki zegara, ale też nasze życie.

Niemniej, wiosna to taki czas, że większość z nas czuje się inaczej… Czy lepiej? Trudno zdefiniować to pojęcie. Ale słowo „inaczej” w kontekście: „nie gorzej” i tak brzmi już prawie jak plan.

Po niekończących się dniach mroku, zimna i totalnie smutnego krajobrazu za oknem, wiosna jawi się jako wyjście z sytuacji i…z domu.

Z każdym dniem jest jaśniej, cieplej i głośniej. A warto zaznaczyć, że wiosenne „głośniej” to zdecydowanie przyjemniejsze „głośniej” niż zimowe, kojarzące się z warkotem odśnieżarko-piaskarki pod naszym oknem. I to o 4 nad ranem.

Świat budzi się z, nie do końca, zdrowego snu. A my z nim. Słychać ptaki i pszczoły. Pąki na drzewach sposobią się do eksplozji w zieleń, a niebo znów wraca do koloru błękitnego. Słońce przyjemnie głaszcze twarz, bez względu na to, czy jedziemy samochodem do pracy, czy mamy moment, by „pocelebrować” życie siedząc w parku i licząc kaczki pływające w stawie.

Idzie nowe. Choć co roku prawdopodobnie wygląda tak samo.

Jak w zeszłym roku, żonkile znów pysznią się w ogrodzie sąsiada. Kamil z klatki obok rozpoczął sezon rowerowy. Pani Krysia przesiaduje na działce od rana do wieczora, znosząc do domu sezonowe, świeżo zerwane kwiaty, a Monika z Jankiem co weekend ruszają na dalekie wędrówki z psem. Jak co roku. Jednak, mimo, że to „nowe” jest tak bardzo cykliczne i powtarzalne, to nadal większość z nas cieszy, że tak właśnie jest. Że jest w ogóle.

Wiosna sprzyja decyzjom. Małym i większym. Roztacza wizję kolejnego cudnego czasu, który być może jest w zasięgu ręki. Być może, bo to nie jest żaden pewnik, choć, by się o tym przekonać, trzeba odważnego kroku w przód. Nie wszystkie problemy znikną. W zasadzie, nie jestem pewna, czy jakiekolwiek mają na to szansę tylko dlatego, że przyszła wiosna. Jednak mimo to, i tak jakoś lżej, przynajmniej czasami i przynajmniej niektórym.

Dla wielu będzie to wiosna ostatnia z różnych powodów: ostatnia zdrowa, ostatnia normalna, lub ostatnia. Po prostu.

Czasami możemy temu zapobiec, czasami nie. Jednak, bez względu na wszystko, trzeba próbować. Każdy zasługuje na to, by znów poczuć słoneczne promienie na twarzy. By znów poczuć, że życie ma sens.

Często bywa tak, że światło dnia jeszcze mocniej obnaża nasze słabości i niemoc w stosunku do spraw, które się piętrzą przed nami i w naszych własnych głowach. Paradoksalnie jednak, bywa i tak, że wbrew wszystkiemu jest jakoś łatwiej, gdy jasno. Wszak to, co złe z reguły czai się w mroku, tym na zewnątrz i tym w naszych głowach. Wiosna i ten cały pozytywny rwetes wokół, u większości z nas włącza jednak guzik: „dam radę jeszcze raz”.

Robimy plany i na weekend, na wakacje, czasami na całe życie. Mimo wszystko, jakoś łatwiej podjąć duże decyzje, gdy nie skradamy się po omacku obok problemów, bojąc się kolejnej kolizji. Wręcz przeciwnie, w ostrym świetle dnia, widać od razu gdzie są zdradzieckie rafy i jak je ominąć. Czasami wystarczy mała zmiana kursu, czasami, musi to być absolutna volta. Gdy zegar zaczyna odmierzać czas wstecz – do środka naszej głowy, nie ma na co czekać. Szczególnie wtedy, gdy decyzje te można podjąć na własnych warunkach. I nie ma znaczenia, czego dotyczą. Jeśli mamy czas, by się zastanowić, jak ogarnąć temat, wiosna jest genialna, by zacząć akcję: „zasługuję na to, by było inaczej”. Czy to znaczy lepiej? tego nie wiem, i podejrzewam, że tak naprawdę, to nikt nie wie, póki nie spróbuje.

To może być decyzja związana ze zmianą pracy, z otwarciem własnego wymarzonego biznesu ale też z podjęciem leczenia psychiatrycznego, pójściem na terapię, uwolnieniem się z toksycznego związku, czy – wyłonieniem stomii. Każda z tych decyzji jest ważna. Oczywiście nie od każdej zależy, czy w ogóle będziemy żyć, ale zdecydowanie od każdej – jak. Już chociaż z tego względu warto zaryzykować zmiany.

Wiosna to wreszcie taki dobry czas, by odetchnąć pełną piersią.

Jeśli tylko mamy widoki, na to, by poprawić jakość swojego życia, warto spróbować. Jeśli czas pozwala – małymi kroczkami, jeśli już jesteśmy spóźnieni – jednym wielkim susem.
I zróbmy to. Koniecznie. Bez względu na to, czy będzie to operacja dająca szansę na normalne życie choć z woreczkiem stomijnym, czy będzie to zwykły remont mieszkania i wywalenie starych mebli po cioci Kazi, które owszem, są całkiem pojemne, ale zajmują 3/4 całej powierzchni, czy będzie to zmiana garderoby i zadbanie o siebie po latach dbania o innych i bycia dla siebie samej niewidzialną.
Zdecydowanie warto zawalczyć o siebie, zwłaszcza, że długie wiosenne dni sprzyjają czynom. Zarówno tym małym, jak i tym ogromnym.

Luther Burbank amerykański przyrodnik, botanik, ogrodnik i hodowca roślin, powiedział sentencjonalnie: „nie czekaj, aż ktoś przyniesie ci kwiaty. Zasadź własny ogród i udekoruj swoją duszę ”

Nie czekajmy zatem. Sadźmy już dziś, albo choć nie przeszkadzajmy, gdy samo rośnie.

Dzień dobry, dobrzy Ludzie 🙂

Artykuł Wiosna, ach to Ty! Czyli o tym, że każdy moment jest dobry na plany, niekoniecznie wiosenne pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>
https://stomalife.pl/blog-stomalife/wiosna-ach-to-ty-czyli-o-tym-ze-kazdy-moment-jest-dobry-na-plany-niekoniecznie-wiosenne/feed/ 6
Pierwszy Dzień Wiosny – świat: DZIEŃ DOBRY, a echo nadal: mać… mać… mać… https://stomalife.pl/blog-stomalife/pierwszy-dzien-wiosny-gdy-swiat-mowi-do-nas-dzien-dobry-a-nasze-wewnetrzne-echo-odpowiada-z-przyzwyczajenia-mac-mac-mac/ https://stomalife.pl/blog-stomalife/pierwszy-dzien-wiosny-gdy-swiat-mowi-do-nas-dzien-dobry-a-nasze-wewnetrzne-echo-odpowiada-z-przyzwyczajenia-mac-mac-mac/#comments Tue, 21 Mar 2023 08:41:37 +0000 https://stomalife.pl/blog-stomalife/?p=332 Znacie to uczucie, gdy świat woła do nas: DZIEŃ DOBRY! A nasze wewnętrzne echo odpowiada z przyzwyczajenia: MAĆ…MAĆ…MAĆ…? Taak… Ja też 🙂Tak było jeszcze wczoraj, czyli srogą zimą… Dziś, to co innego 🙂 Dziś to przecież 21 marzec… Po prawdzie, jakiejś spektakularnej zmiany w stosunku do 20 marca się nie doszukałam, ale – i tak ... Dowiedz się więcej

Artykuł Pierwszy Dzień Wiosny – świat: DZIEŃ DOBRY, a echo nadal: mać… mać… mać… pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>

Znacie to uczucie, gdy świat woła do nas: DZIEŃ DOBRY! A nasze wewnętrzne echo odpowiada z przyzwyczajenia: MAĆ…MAĆ…MAĆ…? Taak… Ja też 🙂
Tak było jeszcze wczoraj, czyli srogą zimą… Dziś, to co innego 🙂

Dziś to przecież 21 marzec… Po prawdzie, jakiejś spektakularnej zmiany w stosunku do 20 marca się nie doszukałam, ale – i tak w sercu ciut raźniej niż wczoraj… Pewnie nie bez znaczenia jest fakt, że od dziś, „na legalu”, można mówić: JUŻ JEST WIOSNA, HIP, HIP, HURA! Co ciekawe, w tej sytuacji, jak śnieg w pierwszych ciepłych promieniach słońca, zniknęło nagle wewnętrze echo. MAGIA! 🙂

Czy chodząc po chleb, bułki i kawałek babki „na metry” – do kawy, skrzętnie inwentaryzowałam w głowie wszystkie przebiśniegi i krokusy w przydomowych ogórkach? Owszem.
Czy, wewnętrznie, płakałam rzewnymi łzami za każdym razem, gdy, mimo że te przebiśnieg i krokusy, to jednak śnieg z deszczem wciąż pokazywał, kto tu jeszcze rządzi? Zdecydowanie.

Tak naprawdę to odliczałam do tego dni od jesiennej słoty… Od czasu, gdy oficjalnie przestawiliśmy zegary na czas: „robi się ciemno o 16-tej i lepiej nie będzie do samej wiosny, więc się, człowieku, przyzwyczaj”.
Ten czas po prostu trzeba było przetrwać. Zrozumiałam to wyraźnie, gdy konieczność codziennej pracy zmusiła mnie do weryfikacji planów, polegających na zapadnięciu w zimowy sen
Wierzyłam z całych sił, że wiosna kiedyś przyjdzie. I doczekałam się, choć dłużyło się i to bardzo.

Łatwo nie było ale zdecydowanie było warto. Nastawiłam się na odbiór. Cierpliwie czekałam i odliczałam każdy dzień. I, ku własnej, wielkiej radości, zaczęłam dostrzegać małe zmiany. Dzień niepostrzeżenie robił się coraz dłuższy. Za oknem kłóciły się, zapamiętale, wróble. W trawie pojawiły się pierwsze wiosenne kwiatki a i pranie zaczęło schnąć szybko – bo na świeżym powietrzu. Trudno to przecenić, zwłaszcza, gdy komuś akurat zepsuła się suszarka albo takowej nie posiada.


Skoro Paryż wart był mszy, świat wart był i wciąż jest – wiosny… Zwłaszcza po zimie. Długiej, ciemnej i nie wyglądającej tak, jak na instagramowych pocztówkach, a wręcz przeciwnie. Jak by nie było ciężko, to z wiosną zawsze jakoś lżej, łatwiej, szybciej. Po prostu…

Ja sama pamiętam 12-cie, raczej trudnych, wiosen. Pamiętam też, że mimo, iż często oglądałam je z poziomu gleby, to zawsze, na przekór wszystkiemu, potrafiłam dostrzec piękno zielonej trawy i schowanych w niej białych dzwoneczków. Jakoś do dziś nie zakodowałam ich nazwy. Nie to było istotne. Istotne było natomiast to, że co roku były. Niezmiennie. Miałam na co czekać. I bez względu na okoliczności, chciałam na to czekać.

W czasie względnie dobrych wiosen podziwiałam tę zieleń pierwszej trawki i biel dzwoneczków „na żywo”, na przydomowej łące. W czasie wiosen zdecydowanie gorszych – jedynie z perspektywy szpitalnego łóżka. Wpatrywałam się wtedy w ekran telefonu i przywoływałam rozpaczliwie w pamięci obrazy kwiatów, którym robiłam zdjęcia, gdy byłam poza szpitalem. Odgrażałam się choróbsku, że jeszcze nie złożyłam broni, jeszcze zawalczę o swoją własną, dobrą wiosnę.
Droga do tej decyzji zajęła mi sporo lat. Z perspektywy czasu patrząc – dużo za dużo. Zajęła też wiele dramatycznych zwrotów akcji i wiele złudnych nadziei. Nadziei, które finalnie okazały się cudnymi, ale jednak tylko – fatamorganami.


Wiosna to przedziwny, magiczny czas. Człowiek choć mniemał, że dał już z siebie wszystko, zaczyna kombinować, czy jednak nie da się jeszcze czegoś zrobić, by wydobyć z organizmu ostatnie rezerwy energii. Dosłownie odrobinkę, tyle, by udało się wejść w słoneczne światło i podładować baterie… Bo przecież łaskoczące w twarz ciepłe promienie, jak nic na świecie, potrafią wywołać uśmiech. Co ciekawe, nawet wtedy, gdy jesteśmy przekonani, że tę umiejętność pożegnaliśmy na zawsze. Że przepadła podczas długich miesięcy bólu, który zmienił nieodwołalnie ustawienia fabryczne w naszej psychice. Tak często myślimy. Tak sama myślałam. Na szczęście przyszła kolejna wiosna i w jakiś niepojęty sposób, zmieniła wszystko.

John Locke angielski filozof, lekarz, polityk i ekonomista twierdził, że wszyscy, bez wyjątku, przychodzimy na ten świat jako białe, niezapisane kartki. Kartki, które zapisują się doświadczeniami i przeżyciami, jakie stają się naszym udziałem podczas wielu lat życia. Ta osobista czysta karta, którą na starcie jesteśmy, to TABULA RASA.
Nie bez znaczenia jest to, że karta naszego życia jest jasna, biała i przejrzysta. Wszak wszystko, co piękne rodzi się w świetle. Czerń i kolory pokrewne przypisywane są smutkowi, cierpieniu, rozpaczy i żałobie… Może temu, że w ciemności trudno dostrzec drogę do wyjścia, a w świetle wprost przeciwnie? Może właśnie o to chodzi? I może dlatego, podświadomie, tak bardzo czekamy na wiosnę? Bo wiosna to przecież życie i światło.

Zapisujemy nasze karty następującymi po sobie przeżyciami. Kolejna wiosna to kolejny rozdział w tej fascynującej księdze. W naszym unikatowym, osobistym wewnętrznym pamiętnikiem. Są w nim zarówno jasne jak i ciemne karty. Które przeważają? U każdego proporcje są inne. Nie na wszystkie rzeczy mamy wpływ, ale na wiele zdecydowanie tak.
Dlaczego więc nie wykorzystać zmiany, jaka dzieje się w przyrodzie jako pretekstu do przeprowadzenia własnej rewolucji? Po co żałować kolejnej wiosny? A co, jeśli to ten czas, gdy otwiera się możliwość, by brać z jej stołu obfitości do syta (lub chociaż połowę porcji z sektora sałatek – jeśli ktoś na diecie ;))?

Dla wielu będzie to wiosna 18-ta, dla innych 34-ta, dla pozostałych może 45-ta, 68-ma czy też 85-ta… Bez względu na to, którą z kolei będzie, ważne, że w tym roku będzie znów. Dla wszystkich bez wyjątku. A to oznacza, że kolejna szansa znów jest przed nami. Może to będzie wiosna, w której ktoś podejmie ważną decyzję rzutującą na całe jego dalsze życie. Może to będzie wiosna, którą, jak poprzednią, prześpimy w strachu przed zmianami… A może to będzie wiosna ostatnia? I już z tego powodu, warto powalczyć, by była jak z marzeń.

Dziś, 21 marca. Wyobraźmy sobie, że trzymamy w ręku kartkę zdrapkę. Pod maskującą farbką jest jednak coś znacznie cenniejszego niż butelka gazowanego napoju wiadomej marki, krem pod oczy i na piękny dekolt, czy nawet wycieczka do Egiptu z full bufetem i open barem.

Wyobraźmy sobie, że pod farbką nie ma nic… Totalna TABULA RASA. Tylko czysta, jasna, biała jak płatki kwiatu, kartka… Wystarczy jedna nasza myśl, by pod farbką pojawiła się nagroda, coś, o czym marzymy, czego pragniemy, jak niczego innego w świecie… O czym byście pomyśleli?

Dzień dobry, dobrzy Ludzie 🙂

Artykuł Pierwszy Dzień Wiosny – świat: DZIEŃ DOBRY, a echo nadal: mać… mać… mać… pochodzi z serwisu Blog STOMAlife.

]]>
https://stomalife.pl/blog-stomalife/pierwszy-dzien-wiosny-gdy-swiat-mowi-do-nas-dzien-dobry-a-nasze-wewnetrzne-echo-odpowiada-z-przyzwyczajenia-mac-mac-mac/feed/ 2