"Zamknijcie ochronne parasole"

Paź 202205

Stomia jest jak mycie zębów. Idziesz rano do łazienki, zdejmujesz worek, myjesz stomię, zakładasz świeży i wychodzisz. Nie róbmy z tego jakiejś celebry – mówi Magdalena Swojak, pielęgniarka z Poznania. Jej pacjenci wiedzą, że w piżamie się śpi, a nie chodzi przez cały dzień oraz, że z mieszkania nie można robić szpitala. Zachęca też, by skończyć z rozczulaniem się nad chorymi, bo nadopiekuńczość, zwłaszcza ze strony bliskich, bardziej szkodzi, niż pomaga.

Dlaczego została Pani pielęgniarką? 

To był spontaniczny ruch, chociaż nie da się ukryć, że środowiskiem pielęgniarskim przesiąknęłam w domu – moja mama była pielęgniarką. Po liceum wybrałam dwuletnią pomaturalną szkołę pielęgniarską i już po pierwszym roku nauki, stwierdziłam że trafiłam w sedno. Mimo, że zmieniają się czasy, ludzie, środowisko, nie widzę siebie w innym zawodzie. Być może należę do grona dinozaurów, ale po czterdziestu latach pracy nadal lubię to, co robię. Jestem pielęgniarką opatrunkową i zajmuję się pacjentami operowanymi, dodatkowym obowiązkiem jest praca ze stomikami.

Za co lubi pani swoją pracę?

Za to, że jestem w stanie pomóc i widzę efekty mojej pracy. Jestem osobą otwartą, mam siódmy zmysł, lampeczkę, która zapala się w głowie w odpowiednim momencie, niech każdy nazwie to, jak chce. Potrafię dotrzeć do pacjenta, nawet tego bardzo wycofanego, czasem muszę być okropna, bo wiem, że rozczulanie się, przynosi odwrotne efekty. Pacjentka, z którą do dziś mam kontakt, tak wspomina jak ją zmobilizowałam: „Weszła taka metr pięćdziesiąt, powiedziała co myśli i wyszła. Tak się zdenerwowałam, że aż z łóżka wstałam, wykąpałam się, zrobiłam makijaż i… no dobra, miała rację, poczułam się lepiej”.

Ale pacjenci są różni…

Dzisiaj pacjenci są wyedukowani przez „doktora Google” oraz media, a gdy trafiają do szpitala oczekują tego, co wyczytali albo usłyszeli w telewizji. Życie weryfikuje ich wiedzę, ale trudno odkręcić lub wytłumaczyć pacjentowi, że jest inaczej niż on wie. Teoria to jedno, a praktyka to drugie.  Zawsze powtarzam w chirurgii dwa plus dwa, nie zawsze daje cztery.

Połowa pani życia zawodowego, to praca ze stomikami. Jak przez te dwadzieścia lat zmienił się sprzęt?

Oj, pamiętam czasy stanu wojennego i pierwszych darów ze Szwecji, na początku nie wiedziałyśmy nawet, do czego służą te worki i co to, tak naprawdę jest. To były czasy, kiedy stomia naprawdę była wyrokiem. Pacjenci używali pasa krakowskiego i worków foliowych. To był dramat.

Jak wyglądał taki pas?

Czy ja mogę tak trochę po poznańsku? Guma od gaci szeroka na pięć centymetrów. Do tego na aluminiowych sprzączkach był umieszczony plastikowy krążek, na to zakładało się gumę uszczelniającą podobne były do słoików na weki. Między te dwa elementy wkładało się zwykły przeźroczysty worek foliowy i zapinało metalowymi klamrami. Nie było żadnego kleju, a do pielęgnacji służyła jedynie woda i szare mydło.

Dzisiaj wybór sprzętu jest bardzo duży…

Bardzo się z tego cieszę, bo firmy produkujące sprzęt stomijny rywalizują między sobą, a korzysta na tym pacjent. Zawsze.

Jak przygotowuje pani pacjenta przed operacją wyłonienia stomii?

Takie przygotowania można podzielić na trzy etapy, przed operacją, po operacji i przed wyjściem do domu. Przed operacją wyznaczam miejsce stomii, za dużo nie mówię, dlatego, że pacjent jest w stresie, i zapamięta z tego, może jedną piątą. Pokazuję mu też worek, ale mówię bardzo mało co będzie po, dlaczego? Bo musi być miejsce, by słuchać. Emocje opadają dopiero po operacji. Wtedy mogę mówić w nieskończoność, ale gdy pacjent po piętnastu minutach nie potrafi odpowiedzieć na żadne pytanie, znaczy że mnie nie słuchał.  I zaczynamy od nowa…

Jak pacjenci zwracają się do Pani, siostro, pani Magdo?

Sformułowanie „siostro” ciągnie się za nami od czasów, gdy w szpitalach pracowały zakonnice. Może stąd, to oczekiwanie służebności. Od kilku lat obserwuję i dopinguję młodemu pokoleniu, które walczy o godność i pewność, że leczenie pacjentów to partnerstwo, a nie służebność. Pracujemy w zespole lekarz – pielęgniarka – pacjent. Tworzymy team. Wierzę, że stereotyp służebności odejdzie w kolejnej dekadzie w niepamięć. Osobiście wolę, by mówiono do mnie Pani Magdo, a nie siostro.

Jak reaguje pani na pacjentów z gatunku awanturujących się?

Jeśli jestem źle traktowana przez pacjenta, staram się nie zwracać uwagi. Owszem czasem człowiek nie wytrzymuje, musi się wyryczeć, ale tylko w domu. Mam swoją zasadę, że nie wchodzę w dyskusje, które są nieprzyjemne, ale gdy słyszę: ,,ona tu od tego jest”, mimo czterdziestu lat pracy, to nadal boli. Zdarza się, że pacjenci krzyczą do mnie z niemocy. Nazywam to krzykiem rozpaczy. Opowiem o jednym przypadku. Już wychodziłam z sali i nagle, cytuję: ,,Kurwa! Znowu się odkleiło, jakieś gówno mi pani przykleiła”. To ja wtedy odpowiadam: – No to co kurwa, przykleimy inne, żeby to gówno się trzymało! (śmiech). Czasami nie idzie zachować się inaczej.

Bywa, że pacjenci miewają żal, bo nie wiedzą, że najczęściej gonimy w piętkę. Jeżeli mam oddział trzydziesto-czterołóżkowy, z czego 30 osób operowanych, w tym trzech stomików, a pracuję od szóstej do trzynastej trzydzieści pięć.  Choćbym stanęła na uszach… zawsze brakuje czasu. Nie jestem w stanie poświęcić tyle uwagi, ile życzyłby sobie pacjent. Jestem w dobrej sytuacji, bo pracuje w tym samym szpitalu również w Poradni Proktologiczno-Stomijnej. Pacjentów, których mam na oddziale, zawsze spotykam w poradni, tam jestem dla nich znacznie dłużej. Jestem dostępna również na wizytach domowych, pomocą służę też w mediach społecznościowych.

Bywa, że pacjentowi kończy się czas. Czy śmierć, jako nieuchronny, ostatni z etapów życia, można oswoić?

Nie ma czegoś takiego, jak przyzwyczajenie czy oswojenie się z tematem odchodzenia. Jeśli ktoś tak twierdzi, ma okrutną naturę. Każda śmierć jest bardzo trudna, staram się tego nie okazywać, bo przecież jestem i chcę być dla innych, ale to siedzi  głęboko, w środku mnie. Przez kilka dekad mojego stażu pracy, przeżyłam wiele śmierci, żadna z nich nie była mi obojętna. Najczarniejszą historią była dla mnie pani, która nie zaakceptowała stomii, bardzo chciała żeby zrobiono zespolenie, a stomia była wyłoniona metodą Hartmanna, że można było tę ciągłość odtworzyć, gdyby nie choroby współistniejące i wiek tej pani – które zwiększały ryzyko różnych komplikacji po operacji. Nie dało się jej wytłumaczyć. Niestety tydzień po operacji zmarła. Płakałam dwa dni. Była też młoda dziewczyna, która brała ślub na oddziale, co było dla mnie ogromnym wyzwaniem… i zmarła. To są sytuację, które się pamięta, zostają w głowie, czy się tego chce czy nie.

Mówi się, że niektórzy pacjenci stomijni umierają za życia – poddają się, nie chcą zaakceptować nowej rzeczywistości. 

Mentalnością polską jest, że stomia to wyrok, jak pani powiedziała umierają za życia. Z mojego doświadczenia wynika, że na dziesięciu pacjentów z wyłonioną stomią, dwóch potrzebuje wsparcia psychologa. To nieprawda, że są załamani, albo że nie potrafią sobie poradzić. To mit, że wszyscy stomicy są pogrążeni w żałobie, bo noszą worek. Kurczę blade! Dajmy im nadzieję, niech to będzie normalność. Moim pacjentom powtarzam: – nauczcie się, że stomia jest jak mycie zębów. Idziesz rano do łazienki zdejmujesz worek, myjesz stomię, zakładasz świeży i wychodzisz. Nie róbmy z tego jakiejś celebry – mam stomię, to cały dom będzie stomijny. Tak samo powtarzam rodzinie pacjenta –  zamknijcie parasol ochronny nad chorym. Czasami rodziny są nadopiekuńcze, „zostaw ja to zrobię”, mówi żona do męża. Nie było żony, pacjent w mojej obecności samodzielnie zmieniał worek.  Przyszła żona, a on nagle biedny i wycofany. A ja do niej: – Pani kochana! Zamknij ten parasol nad mężem. Weź od niego kartę kredytową idź na zakupy, jak się worek odklei, to on da sobie radę. I potem przychodzi do mnie i dziękuje, bo przemyślała to i faktycznie za bardzo się zaangażowała. Skoro pacjent ze stomią ma zdrowe ręce, to dlaczego worek ma zmieniać ktoś inny? Owszem, zdarza się, że związki przez stomię się rozpadają, ale wolę powiedzieć o pacjentce, która pas stomijny wyszywała pięknymi cekinami, bo to kręciło jej męża. O takich rzeczach możemy rozmawiać.

W takim razie proszę pozytywną historię, która jak pani powiedziała, daje nadzieję.

Mam pacjenta, który jest po udarze i ma problem z pamięcią wsteczną – nie pamięta co mówiło się do niego pół godziny wcześniej. Miałam go nauczyć wymieniać worek? Wyzwanie?

Zdecydowanie! Jak to pani zrobiła?

Założyłam zeszyt, w którym napisałam dzień, po dniu co ma robić. Był tam też spis telefonów, do mnie w razie pomocy, do sklepu medycznego, do przychodni i na taksówkę. Dzwonił do mnie kilka dni temu, bo za dużo stron przekartkował, myślał że dodzwonił się do sklepu medycznego. Jestem wzrokowcem, więc pamiętam co i gdzie w tym zeszycie zanotowałam. – Panie Ryszardzie, proszę otworzyć zeszyt na pierwszej stronie, tam jest adres do sklepu. Słyszę, jak po drugiej stronie szeleszczą kartki. – Pani Magdo, ja chciałem zadzwonić do sklepu, nie do pani. I po problemie. Oczywiście zdarzyło się, że zamawiałam mu taksówkę, bo nie pamiętał gdzie mieszka, albo prosił bym zadzwoniła do kuriera, bo ma domofon zepsuty. Ten pan jest bardzo pogodny, nie dlatego, że nie pamięta co było półgodziny wcześniej, taką ma naturę.

O co pytają pacjenci?

O wiele rzeczy czy można pić alkohol, albo co zrobić jak połknie się pestkę od śliwki.

Co wtedy trzeba zrobić? 

Poczekać aż wyjdzie stomią – i po kłopocie. Czy mogą chodzić na basen, jeździć na rowerze, itd. Wszystko mogą. Dowodem na to może być moja osiemdziesięcioczteroletnia pacjentka – Zosia, ma stomię i jeździ na rowerze. Ostatnio jej syn przyszpilił mnie na korytarzu, – pani Magdo, proszę powiedzieć, mamie że ma już zakaz na rower. Jeśli to ją uszczęśliwia, jak mogę jej tego zakazać?

Co jeszcze oprócz zamknięcia ochronnego parasola można dla stomika zrobić? 

Przekonać go, by piżamę zakładał tylko na noc. Kiedyś z kolegą z fundacji StomaLife pojechałam do pacjentki. Wchodzimy do domu i szok – w środku szpital. W każdym miejscu leżały gaziki, worki, kleje wszystko to, co jest potrzebne do wymiany worków, a pacjentka w piżamie, młoda dziewczyna trzydziestoparoletnia. Pytam ją: boli panią coś? Nie. – To dlaczego pani jest w piżamie? No, nie wiem. – Dlaczego pani jest w tej pięknej sypialni? Nie wiem. – To teraz pani to przy mnie posprząta, wygospodaruje miejsce w łazience oraz pudełko albo kartonik i włoży do niego to, co jest potrzebne do wymiany worka. Dom jest do mieszkania, to nie jest szpital. Trwało to z dwie godziny. Po miesiącu ponownie zadzwonił do mnie kolega z fundacji: Magda! To niesamowite co zrobiłaś, ta kobieta w końcu wyszła z domu, robi zakupy, była u fryzjera i kosmetyczki. Postępy pacjentów są dla mnie największą nagrodą. Jeżeli ktoś jest w dobrej formie, może chodzić, jeść, robić wszystko w domu, nie chodzi w piżamie! Piżama to 80% myśli o chorobie. Zdarza się nawet, że gdy do mnie dzwonią, w pierwszych słowach zapewniają. Pani Magdo, piżamę zakładam tylko wieczorem.

Skąd czerpie Pani siłę? 

Nie wiem, chyba z papierochów… Nie, nie, tego proszę nie notować, raczej, „wypikać”. Czytam dużo książek, literacka fikcja to mój drugi świat, który pomaga mi przejść przez wszystko. W trudniejszych momentach kupuję orzeszki ziemne niesolone, jak zobaczę dno puszki, od razu mi lepiej. Gdy jestem w dole kompletnym to zawijam się w koc i idę spać.

Co w pani pracy jest najważniejsze?

Pokora, ale też umiejętność składania małych cegiełek w jedną całość jest bardzo ważna. W tym  zawodzie nie można grać gieroja. Po czterdziestu latach nie wstydzę się już powiedzieć: nie wiem jak daną rzecz zrobić. Trzeba mieć odwagę, żeby się do tego przyznać. Gdy czegoś nie wiem, dzwonię do koleżanek i pytam, a pacjentowi mówię: proszę dać mi dwie godziny, bo na tę chwilę nie wiem. Nie tworzę żadnych legend, mówię wprost. Uczyłam się tego latami…

Największe marzenie? 

Prywatne to skok ze spadochronem. Jak nie zgubię ostatnich zębów, to mam nadzieję skoczyć. Zawodowo to szacunek, żebyśmy byli życzliwi dla siebie. Nie mogę zdzierżyć sytuacji w środowisku pielęgniarskim kiedy „plujemy we własne gniazdo’’ albo gdy nie jesteśmy solidarne. Nie bądźmy zakłamane i okrutne. Jeżeli my w środowisku pielęgniarskim nie będziemy wzajemnie się szanować, nic z tego nie będzie. Zanim pani zapyta o sytuacje, w których przejawia się brak szacunku, odpowiem kiedy zaczynałam pracę, nie można było ciągnąć trzech etatów, nie stać mnie było żeby od razu skończyć studia, bo była rodzina, dzieci… Z biegiem lat można było podnosić kwalifikację, ale nie dyskryminujmy kobiet, które nie miały na to szans.

Utrzymuje pani kontakt ze swoimi pacjentami?

Każdy pacjent, który wychodzi ode mnie z oddziału ma mój nr telefonu. Składamy sobie życzenia na święta. Mam pacjentkę, która ma cudowną hodowlę pomidorów i raczy mnie nimi w każdej wolnej chwili, inna podsuwa grzyby, jeszcze inna jajka od kurek z wolnego wybiegu. To są symbole wdzięczności, choć największą wartością niż jajka, grzyby czy pomidory jest ich uśmiech.

Proszę dokończyć zdanie: stomia to…

Stomia to nie choroba, stomia jest wynikiem choroby. Stomia daje życie, więc spojrzenie na nią musi być troszeczkę inne. Sama stomia jest wyzwaniem, odczarowujemy od iluś lat i może to brzmi górnolotnie, ale ja lubię takie wyzwania i robię wszystko żeby stomicy nie bali się codzienności.

W ramach cyklu Bratnia Dusza z Magdą Swojak pielęgniarką stomijną rozmawia Magda Łyczko.

październik 2022

Przed obiektywem: Agnieszka Biskup, Magda Swojak, Joanna Zakrzewska
Z drugiej strony lustra: Wiganna Papina stylizacja, makijaż, Marzena Hmielewicz zdjęcia, Magda Stępień Kiszko makijaż, Bruno Fidrych obsługa techniczna, Plasterstudio, Michał Zieliński kamera ogromne podziękowania całej ekipie za kulisami, a w szczególności właścicielowi motocykla Tomkowi Łuczyńskiemu vel Koza, który był bardzo dzielny przez całą sesję …bez Was nie byłoby to możliwe♥️

 

Magda Swojak jest laureatką plebiscytu stomaPERSONA w kategorii Pielęgniarka w roku 2015

Wywiad w ramach projektu fundacji STOMAlife Bratnia Dusza wrzesień 2022

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na