Hojność zaczyna się od ciebie

Jesteśmy bytem krzątaczym

Autor: Beata Jurasz

Mam idola. Mam mistrza. To profesor Tadeusz Sławek z Uniwersytetu Śląskiego. Poeta, filolog, tłumacz, literaturoznawca, autor między innymi całkiem nowej książki pod tytułem Śladem zwierząt. O dochodzeniu do siebie. Ktoś powiedział o nim „badacz życia“. Trafnie. Profesor Sławek pisze o swoich spostrzeżeniach na temat współczesnego świata. Nosi w sobie potrzebę poszukiwania – jak mówią – „reszty człowieczeństwa“, tam, gdzie ludzie funkcjonują jak maszyny, a życie staje się towarem.

Nie podejmę się napisania kompletnej recenzji, ponieważ jest to dzieło pełne treści dla mnie tyleż prawdziwych, co ambiwalentnych. Ambiwalentnych w zamierzeniu do tego stopnia, że nie wiesz, czy świat ludzi pójdzie prostym czy krzywym torem. Wobec tego wybiorę coś, co uważam za jednoznacznie przydatne dla mnie, a wierzę, że także dla czytelnika tego felietonu. Zatem będę używać liczby mnogiej, jak zresztą nierzadko wcześniej, choć wcale nie chcę nikomu nic narzucać ani wmawiać. Wynika to raczej z przekonania, że żyję wraz z innymi i dzięki nim. Tę moją intuicję bądź odwagę także wzmógł we mnie pan profesor.

W książce Śladem zwierząt. O dochodzeniu do siebie znajdujemy kilka zasad, podpowiedzi na funkcjonowanie w przyszłym niedoskonałym świecie. Wskazówkę, by odzyskać i praktykować „czułość dla świata naszej codziennej krzątaniny“, odebrałam niczym jedenaste przykazanie. Mało tego, poczułam się rozgrzeszona. Bo jak ja się krzątam… to tylko ja wiem. Zawsze miałam z tym problem. Codzienna rutyna, ta drobnica do ogarnięcia związana z dbaniem o bliskich, o siebie, z gotowaniem, sprzątaniem, praniem, higieną, malowaniem się, robieniem zakupów, uprawianiem ogrodu, smażeniem powideł, kiszeniem ogórków, płaceniem rachunków… zabiera mnóstwo energii, wysysa witalność. Nie mogę powiedzieć, że tego nie lubię, ale gdy się temu nadmiernie oddaję, niewiele energii zostaje na coś ambitniejszego. Doświadcza tego pewnie i zmaga się z tym niejedna myśląca i czująca kobieta. Ja jestem tylko prostą dziennikarką, jednak są wśród nas kobiety uzdolnione w jakiejś dziedzinie, w matematyce lub w muzyce, pisarki, które nie mają czasu na realizowanie swojego talentu. Dla przykładu życiorys Lucii Berlin, matki czterech synów (autorki właśnie wydanego Wieczoru w raju). Natomiast Krystyna Kofta napisała książkę W szczelinach czasu. Intymnie o PRL-u właśnie o tym, że czas na pisanie miała tylko w tych krótkich chwilach pomiędzy codziennymi obowiązkami. I ja także obwiniam się za to, jak gdyby te czynności były gorszego sortu. A tu profesor Sławek głosi, że warto docenić tę codzienną krzątaninę, czule ją dowartościować. Te banalne czynności, powtarzane codziennie, żmudne, nudne. Nie wszystko w życiu musi być rozgrywane na wysokim C.

Lata temu profesor Jolanta Brach Czaina w swojej książce Szczeliny istnienia stawiała tezę, że człowiek jest bytem krzątaczym i w tej codziennej krzątaninie musi się odnaleźć, bo inaczej zgotuje sobie marny los. Musimy ją dowartościować, bo człowiek żyje w codzienności. Zatem skoro naukowcy… naukowo… to trzeba to przyjąć do wiadomości i już.

Profesor Sławek sporo miejsca poświęca w książce naszemu życiu publicznemu, naszej klasie politycznej, która karmi nas martyrologią. „Życie polskie w niewoli Tanatosa, życie Polski pod władaniem boga śmierci. Otóż, chciałbym przywrócenia życia pod władaniem Erosa, niekoniecznie na wysokiej scenie narodowych bohaterów, cierpienia, poświęcenia, ale w codziennym obcowaniu z ludźmi i ze światem“ – powiedział kiedyś w wywiadzie. No tak, właśnie tak. Ile my mamy tego życia? Cieszmy się nim. Jeśli nie robimy nic nadzwyczajnego, też się nim cieszmy. Zwyczajność bywa nadzwyczajnie piękna, dla niektórych jest to nieosiągalne piękno.

Czułość robi karierę, w najlepszym tego słowa znaczeniu, od mniej więcej roku, od momentu wygłoszenia wykładu noblowskiego przez Olgę Tokarczuk. Profesor Sławek w opisie świata posługiwał się nią już wcześniej, tak jak wdzięcznością, która to umiejętność mogłaby załatwić wiele międzyludzkich problemów, gdybyśmy się chcieli w niej doskonalić. Jako filolog impuls najczęściej znajduje w literaturze. Tam jest tyle do znalezienia! Na czytanie trzeba mieć czas, a tu obowiązki… Tak, ale nie możemy karmić się tylko fast foodem.

„Kobiety i mężczyźni powinni nauczyć się okazywania sobie trochę czułości i zostawiania siebie w spokoju“ – ta wskazówka ma także rodowód literacki. Gdy któregoś razu usłyszałam to w radiu, w wywiadzie z profesorem, aż podskoczyłam z wrażenia. „Świetna odtrutka na niedoskonały świat“, pomyślałam. Takie proste.

W książce Śladem zwierząt… autor posługuje się frazą „jak zwierzę”. Przywykliśmy, że jest to napomnienie, że nie jesteśmy dość ludzcy. Wbrew tytułowi, profesor Sławek opisuje świat ludzi. Proponuje dochodzić do naszego człowieczeństwa, odwołując się właśnie do postawy „jak zwierzę”. Fakt, nikt z nas tak jak zwierzę nie potrafi być w chwili obecnej, tu i teraz. Oddajemy się gadającemu umysłowi, który zagania nas w przeszłość lub w przyszłość, odbierając chwilę obecną. Ja – gdy patrzę na swoje trzy koty i starego pasa Norrisa – doznaję natychmiastowego ukojenia. Zwierzęta jak śpią ‒ to śpią, jak jedzą ‒ to jedzą, jak biegną ‒ to biegną i cieszą się! Zauważyłam, że obserwowanie zwierząt zatrzymuje mnie w teraźniejszości. Trenuję się w tym od jakiegoś czasu, by trochę przytrzymać uciekające życie. Ze średnim skutkiem, ale wszystko przede mną.

„Bądźmy jak zwierzę“ – ryzykowne stwierdzenie, ale chodzi o to, w dalekim uproszczeniu, że nie możemy zapominać o fizyczności, biologiczności naszego istnienia. Jesteśmy mariażem cielesności i duchowości ‒ ale człowiek przez wieki definiował się, podkreślając, że to duch góruje nad materią. Nic dziwnego, że teraz w dużym stopniu nie panujemy nad własnym ciałem. Tymczasem „ruch sięga dalej niż słowo“ – w tym stwierdzeniu także kryje się rada na niedoskonały świat. Ruch jest istotą życia, a my chętnie o tym zapominamy, zasiadając przed elektronicznymi ołtarzykami.

W pandemii, gdy częściej jestem ze swoimi nastoletnimi dziećmi, jeśli już zamierzam usiąść z nimi przed telewizorem w „szczelinach czasu”, to kombinuję, przed czym naprawdę warto. Obejrzeliśmy akurat po raz kolejny Forresta Gumpa. „Zawsze jak gdzieś szedłem, to biegłem“ – mówi Forrest. Ruch sprawił, że jego życie, choć zapowiadało się na smutne i trudne, było fascynujące.

Biegacze opowiadają, że pomimo wyczerpania doznają nieprawdopodobnie wielkiej satysfakcji życiowej i to cudowne wrażenie rozlewa się po całym ich ciele. Radość cielesna, nie mentalna, okazuje się życiodajna. Ruch to jest atawistyczna potrzeba, którą w swym człowieczym zadufaniu zignorowaliśmy.

Nie chciałam wierzyć, że powrócić do aktywności można w każdym wieku i mieć z tego korzyści. Tymczasem regularnie ćwicząc, nawet po osiemdziesiątce, już po trzech miesiącach życie nabiera barw, mózg lepiej pracuje. Ba! Następują trwałe zmiany w układzie nerwowym. To także jest udowodnione naukowo. I przeze mnie zaobserwowane! Mój tato, rocznik 1939, jest tego żywym przykładem. Po śmierci mamy przeniósł się do nas na wieś. Z bólem serca zostawiał swoje mieszkanie w bloku na trzecim piętrze. I nas także serca bolały, kiedy patrzyliśmy na jego ucieleśniony ból. Jednak po kilku miesiącach spacerowania „po płaskim“ – po łąkach i lasach – przyglądaniu się rzece, słuchaniu ptaków, głaskania kotów i psa… cały organizm chorego na serce pacjenta zaczął działać niczym świeżo naoliwiona maszyneria.

Więc nie obrażajmy się na porównania ze zwierzętami, naśladujmy je i nie kpijmy, gdy ktoś nam powie, że „ruch to podstawa człowieczeństwa“.

Działać „jak zwierzę” to w rozumieniu profesora Sławka, domagać się czegoś, wołać o coś nie z dzikiej chęci sukcesu za wszelką cenę, ale z potrzeby ocalenia.

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na