Cze 202123

Przedstaw się. Ile masz lat, gdzie mieszkasz, jaka jest twoja sytuacja rodzinna, czy pracujesz zawodowo?

Nazywam się Renata Lisiewska, mam 43 lata. Mieszkam na Mazurach w miejscowości Trygort. Mam wspaniałego męża Piotra oraz synka Piotrusia ucznia klasy 7.  Nasza córeczka Julia odeszła od nas, gdy miała pół roku i odtąd jest  naszym ukochanym aniołkiem. Obecnie studiuję zaocznie i od czerwca mam podjąć półroczny staż jako pomocnik kancelaryjny.

Na co chorujesz? Z jakiego powodu została wyłoniona stomia? Kiedy to było? Czy stomię masz na stałe czy nie?

Zachorowałam w 2016 r. na raka odbytu. Cały czas  jestem pod kontrolą lekarską. Stomia jest właśnie z tego powodu i już będzie ze mną do końca życia.

Czy łatwo było ci zaakceptować stomię? Jak długo to trwało? Czy pasje i zainteresowania pomogły Ci w tym?

Nie było łatwo. Sama myśl o stomii napawała mnie obrzydzeniem. Na szczęście, na Facebooku znalazłam grupy wsparcia, do których dołączyłam. Czytanie o innych ludziach, o tym  jak sobie z tym radzą, było dla mnie  bardzo pomocne. Do operacji  miałam pół roku, w trakcie którego zmieniłam  swoje nastawienie, myślenie i udało mi się ją zaakceptować, choć  życie z nią nie jest czasem takie łatwe, bo potrafi  robić psikusy, zwłaszcza jak jestem poza domem. Stomia uratowała mi życie. Myślę o niej w tych kategoriach, dlatego w pełni ją akceptuję.

Czy jest coś, co choroba ci zabrała? Jakieś marzenie, które nie mogło być zrealizowane? A może udało się je spełnić mimo choroby?

Wydaje mi się, że choroba  sama w  sobie  nic mi nie zabrała, za to otworzyła oczy na fakt, że życie mamy jedno i  że liczy się  „tu i teraz” .Wcześniej zmagałam się z depresją, która wzięła górę nade mną, teraz walczę o siebie i już ja jestem górą. Przed choroba trochę biegałam, ale nigdy nie wzięłam udziału w zawodach, bo  wydawało mi się, że jestem na to za słaba. Po roku od operacji odważyłam się i wziąć  udział w biegu na dystansie 5 km. Było bardzo ciężko, ale dałam radę  i zajęłam 3 miejsce. Moja maksyma brzmi: „Chcieć to móc”. Marzę o biegu na dystansie 10 km, o półmaratonie już nie wspomnę. Na razie to  marzenie musi poczekać, gdyż od listopada zmagam się z kamieniem w nerce. Z tego powodu przez 3 miesiące miałam nefrostomię. Mam za sobą  siedem pobytów w szpitalu, następny zaplanowany jest na lipiec. Moje moczowody są zwężone przez radioterapię  i to nazwałabym skutkami ubocznymi walki z nowotworem. Gdy się dowiedziałam o chorobie, zapragnęłam skoczyć na bungee, bo myślałam wtedy, że jak będę miała stomię, to już nigdy  nie będę mogła tego zrobić. Oj jak mylne było moje myślenie!  Udało mi się to zrealizować tuż przed sama operacją. Był to skok z 20 metrów ze śluzy, blisko mego miejsca zamieszkania, w Leśniewie. Co prawda nie na bungee, lecz w innym opięciu. Wtedy udało mi się przezwyciężyć lęk wysokości i złapać bakcyla. Poczułam, że chcę więcej tego typu przygód.

Przejdźmy to meritum. Opowiedz o swoich pasjach. Co jest twoim asem w rękawie? Co najbardziej  lubisz robić?  Co jest twoim hobby? Przy czym się relaksujesz?

Moim asem w rękawie są skoki. Te mniejsze i większe, w zależności od obiektu, z którego skaczę. To moja prawdziwa pasja. Dla kogoś, kto jeszcze niedawno miał lęk wysokości, to naprawdę duże wyzwanie. Nawet dla mnie samej jest  to pewna… niespodzianka.  Nie wiem czy gdyby nie dotknęła mnie choroba to zwariowane hobby stałoby się moim udziałem. Ogromnie ważne jest dla mnie, że dzielę tę pasję z mężem. W jego obecności zawsze czuję się bezpiecznie. Dotyczy to w równym stopniu walki z nowotworem, jak i przełamywania bariery strachu. Po operacji mój apetyt zaczął rosnąć i wybieraliśmy z Piotrem coraz wyższe obiekty. Był to  skok ze stadionu we Wrocławiu oraz z żurawia w Gdańsku. Pogoda ciągle krzyżuje nam plany, by mógł  się odbyć skok z 252 metrowego komina  w Szczecinie. Byłam już tam, widziałam go i bardzo chcę ten komin zdobyć .Może uda mi się w tym roku, jeśli  ze zdrowiem wszystko  się poukłada. Uwielbiam  tę adrenalinę, którą czuję tuż przed skokiem i tę wolność, gdy już lecę, a powietrze omiata policzki, przewietrza głowę i w ciągu tych kilku sekund daje poczucie całkowitej wolności.

Inna, duża moja aktywność fizyczna ma bezpośredni związek z chorobą. Razem z mężem uczestniczymy w ONKO-MARSZU granicami Polski. Przeszliśmy już linię brzegową polskiego Bałtyku od Krynicy Morskiej po Świnoujście. Marsz podzielony był na 3 etapy i odbył się w latach 2017-2020. Po granicy północnej przyjdzie czas na następne.

Na zasadzie kontrastu do wysokiej adrenaliny uwielbiam relaks z dobrą  książką  na hamaku w ogrodzie lub w wygodnym fotelu otulona kocem.

O czym marzysz? Co chciałabyś zrobić po raz pierwszy w życiu?

Takim małym marzeniem jest skok ze spadochronem, a tym dużym to móc zobaczyć  kiedyś Machu Picchu. Bardzo bym chciała także dołączyć do męża i wspólnie z nim morsować. Jak tylko dojdę ładu z nerką to w najbliższą zimę odbędzie się mój pierwszy raz! :)))

Rozmowę przeprowadziła: Mirela Bornikowska
Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na