Wojownik: Wywiad z Radosławem Pawłowskim

Autor: Fundacja STOMAlife

 

Mirela Bornikowska: Cześć Radku. Mogę zwrócić się do ciebie tak nieoficjalnie, bo przecież się znamy i lubimy? Prawda?

Radosław Pawłowski: Tak jest, potwierdzam.

MB: Ja pamiętam okoliczności naszego pierwszego kontaktu, a ty?

RP: Oczywiście, że pamiętam. Obserwowałem twoje zdjęcia na stronach stomijnych jeszcze w szpitalu. Jak pływasz i się kąpiesz w jeziorze czy morzu. Jako świeży stomik uwielbiający pływanie byłem ciekaw, jak to robisz, że worki w wodzie ci się nie odklejają?

MB: Tak, ja też pamiętam, że zadałeś takie pytanie pod moim postem w komentarzu. Zaproponowałam ci, żebyśmy rozmowę kontynuowali w cztery oczy, i byłam przekonana, że będzie to dialog o kąpielach stomika. Nie do końca rozmowa tak się potoczyła, prawda?

RP: Tak, to była dla mnie bardzo ważna rozmowa. Pamiętam ją bardzo dobrze z wielu powodów.

MB: Naprawdę? Jakie to powody?

RP: Po pierwsze nie spodziewałem się, że będziesz chciała zgłębiać temat w rozmowie prywatnej. Po drugie zaproponowałaś, żebyśmy mówili sobie na ty, jak to stomicy. O wieku kobiety nie wypada mówić, ale wiesz, że czułem się trochę skrępowany (tylko przez chwilę). A po trzecie i najważniejsze, nie wiem, jak i kiedy to się stało, że zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, jakbyśmy długo się znali i dużo się wtedy o sobie nawzajem dowiedzieliśmy.

MB: Tak było, potwierdzam. A może właśnie dlatego, że w ogóle się nie znaliśmy, a łączyło nas tylko posiadanie stomii, łatwiej było nam coś o sobie powiedzieć?

RP: Na pewno tak było. Ja w przeciwieństwie do ciebie nie lubię pisać, nie lubię dużo mówić, a o sobie to już w ogóle, ale może dlatego, że czułem się anonimowy, to dużo ci wtedy o sobie powiedziałem.

MB: No właśnie, jeśli wrócimy do sedna tamtej rozmowy, to moim zdaniem po prostu przejdziemy do wywiadu. Zgadzasz się? Nie chciałabym przerywać ci wypowiedzi kolejnymi pytaniami. Po prostu nam się przedstaw i opowiedz o tym, co cię w życiu spotkało. Powiedz tyle, ile chcesz przekazać innym stomikom. Dobrze?

RP: Wiesz, że nie będzie to dla mnie łatwe, ale spróbuję. Mam nadzieję, że pomożesz mi kolejnymi pytaniami, jeśli nastąpi cisza?

MB: Oczywiście, obiecuję.

RP: Nazywam się Radosław Pawłowski, mam 22 lata. Bardzo wcześnie zacząłem dorosłe życie i założyłem rodzinę. Mam ukochaną żonę Izabelę i nasze największe szczęście ‒ prawie dwuletnią córeczkę Milenkę. Mam tatę, siostrę i dwóch braci. Niestety mama i trzeci brat odeszli stanowczo za wcześnie. Mieszkam na wsi niedaleko Radomia. Moją największą pasją jest motoryzacja, a zwłaszcza motocykle. Kocham w nich wszystko. Podziwiam jako dyscyplinę sportową, interesuję się budową, pojemnością, wyglądem, ale najbardziej uwielbiam jazdę. Druga pasja też wiąże się z aktywnością fizyczną ‒ przez dwa lata trenowałem sztuki walki. Ale jak pamiętasz, powodem naszej pierwszej rozmowy była stomia, więc coś w moim życiu musiało się wydarzyć, że doszło do wyłonienia. W moim przypadku było inaczej, niż u wielu z was. Nigdy nie chorowałem na jelita, byłem całkowicie zdrowy. Stomia u mnie jest wynikiem wypadku motocyklowego, dlatego nie bez przyczyny zacząłem najpierw mówić o moich pasjach i zainteresowaniach. Niestety przydarzyła mi się w życiu taka katastrofa. Najstraszniejszą krzywdę zrobiłem sobie w czasie jazdy motocyklem, czyli podczas robienia tego, co dawało mi w życiu największą frajdę i radość.

MB: Wybacz, że tu przerwę ci na chwilę, bo pamiętam ten fragment naszej pierwszej rozmowy. Byłam pełna podziwu, że niedługo po ciężkim wypadku motocyklowym, który skończył się wyłonieniem stomii, na zamkniętej grupie nie pytasz o wymianę sprzętu, nie narzekasz na los stomika, tylko interesujesz się powrotem do pływania. Zaimponowałeś mi wtedy i stwierdziłam, że jest wśród nas kolejny Wojownik, któremu stomia niestraszna. Ale wtedy przecież nie wiedziałam wszystkiego?

RP: To fakt. Nie powiedziałem ci od razu o wszystkich skutkach zderzenia z ciężarówką. Zawsze kochałem motoryzację, motocykle były moją największą pasją. Prędkość, pęd wiatru. Jedna z przejażdżek skończyła się jednak niespodziewanie. Obudziłem się w szpitalu. Chwilę potem usłyszałem, że konieczna była amputacja nogi. Był to dla mnie szok, byłem przerażony, że nic nie mogę zrobić, nie mogę cofnąć czasu ani obudzić się ze złego snu. Zastygłem! Moje szczęśliwe życie w ciągu zaledwie kilku chwil zamieniło się w koszmar! Miałem wszystko, o czym marzyłem ‒ kochającą żonę, piękną córeczkę, pracę, przyjaciół, pasje, zdrowie. Niestety to ostatnie zostało mi brutalnie odebrane! Najpoważniejszą sprawą była konieczność amputacji prawej nogi do wysokości uda, ale miałem także sporo innych poważnych urazów, które wymagały długiego pobytu najpierw na OIOM-ie, a potem już na zwykłej sali. Cały pobyt w szpitalu trwał ponad 3 miesiące.

MB: Przestałam wtedy stukać w klawiaturę na dłuższą chwilę. Naprawdę byłam w szoku, a przez głowę przemykało mi mnóstwo myśli i uczuć. Od niezgody, przez żal, wściekłość na niesprawiedliwość losu, współczucie po autentyczny podziw.

RP: Podziw dla mnie? Dlaczego?

MB: Dlatego, że gdyby nie moja dociekliwość, do dziś mógłbyś być dla mnie Radkiem stomikiem, który zapytał, jak wielu innych, o zachowanie sprzętu w wodzie i nic ponadto. Właśnie ten fakt i sposób, w jaki rozmawialiśmy, uderzył mnie w tobie najbardziej. Nie rozmawiałam (przepraszam za wyrażenie) z dzieciakiem, któremu świat zawalił się w sekundę, tylko z twardym, żeby nie rzec niezłomnym facetem, mężem i ojcem, który bierze się z życiem za bary po raz kolejny i to w sytuacji, w której wielu nawet starszych i bardziej doświadczonych od ciebie mogłoby się załamać.

RP: Nie jestem twardy. Łatwo się wzruszam, ale poddać się i załamać ‒ to nie w moim stylu. Wiadomo, że nie raz płakałem w poduszkę i miałem żal do losu, ale w takich chwilach starałem się być sam. W towarzystwie żony i córki pokazuję swoją jasną stronę i we wszystkim szukam pozytywów. Tu najlepszym motywatorem jest dla mnie Iza ‒ moja żona. Kiedy pomyślę, jak mój wypadek wpłynął na jej życie, to wiem, że muszę być silny przede wszystkim dla niej. Ona nie może mieć pod opieką „drugiego dziecka”, tylko mieć obok siebie faceta, który jak najszybciej dojdzie do takiej sprawności, jak tylko będzie to możliwe. Wypadek zdarzył się pod koniec kwietnia, a ze szpitala wyszedłem dopiero w sierpniu. Naprawdę było ze mną kiepsko, ale miałem też sporo czasu, by przemyśleć sytuację i próbować ją zaakceptować. Nie jest to łatwe, jak się domyślasz, ale od chwili powrotu do domu staram się z każdym dniem być dla Izy mężem i pomocą w opiece nad córką, by zapomnieć o czasach, kiedy w dużym stopniu potrzebowałem jej pomocy.

MB: Sprawdziłam, że nasza pierwsza rozmowa, do której dziś się odwołujemy, miała miejsce piątego sierpnia. Rozmawiamy ze sobą dokładnie trzy miesiące później. Wtedy na plan pierwszy wychodziła twoja z jednej strony skrytość czy nieśmiałość, a z drugiej mocno ugruntowane poczucie, że ze wszystkim „musisz” poradzić sobie sam. Potwierdzasz moją opinię?

RP: Ależ absolutnie tak! Nie miałaś ze mną lekko ani ty, ani inni ludzie związani z Fundacją Stomalife, którzy próbowali mnie… ”uspołecznić”. Teraz się tego wstydzę i wiem, że mogło być wam przykro, ale mnie to wasze zainteresowanie kojarzyło się z litością dla osoby niepełnosprawnej. Ja za taką, mimo braku nogi, się nie uważałem. Cały czas utwierdzałem się w przekonaniu, że MUSZĘ sam sobie ze wszystkim poradzić. Podziwiam twoją cierpliwość do…upartego osiołka, bo nie dawałaś za wygraną i co jakiś czas pytałaś, co u mnie słychać. Podobnie szorstko na początku odzywałem się do Tomka Panfica, który odwiedził mnie w domu, by pomóc dobrać sprzęt, czy Adriana Lewandowskiego, który przysłał mi z drugiego końca Polski wielką paczkę z potrzebnymi stomikom akcesoriami. Na szczęście to też już jest przeszłość. Naprawdę nie spodziewałem się, że środowisko „Kangurów” to taka zgrana paka! Nikt tam się nad nikim nie rozczula, ale dajemy (teraz już mogę powiedzieć w liczbie mnogiej) sobie mnóstwo wsparcia, a jak trzeba, to pozytywnego kopa.

MB: Bardzo miło mi słyszeć takie słowa. Wiesz już teraz, że stomia to nie choroba, a raczej sposób na wyjście z niej. Prawie każdy z nas zmaga się z wieloma innymi, poważnymi schorzeniami i problemami, więc po prostu pasujesz do nas idealnie.

RP: Wiem o tym i z każdym dniem odczuwam to bardziej. Nareszcie zrozumiałem, że postawa „Pana Zosia-Samosia” dla nikogo nie jest dobra. Ty, Zuzia, Tomek czy Adrian pomogliście mi, a ja już teraz wiem, że chcę i mogę pomagać innym. Zauważyłem, że czasem wystarczy miły komentarz pod czyimś postem, by dzień stał się sympatyczniejszy. Jak to się mówi na naszych stronach? W kupie siła!!!

MB: Tak jest!! Już Mości Panowie to wiedzieli!!! Dziękuję ci, Radku, za zwierzenie się nam z tak bolesnych szczegółów z twojej niedawnej przeszłości. Czy moglibyśmy na koniec porozmawiać bardziej optymistycznie o twojej teraźniejszości i przyszłości? Jak twoje życie wygląda teraz? Co robisz?

RP: Z wiadomych względów na razie większość czasu spędzam w domu, co nie znaczy, że się lenię albo nudzę. Zdobywam zawód Technika Bezpieczeństwa i Higieny Pracy. Teraz uczę się zdalnie, co w moim przypadku jest akurat dobre, ale najwięcej czasu i energii oddaję mojej córeczce, która jest jak żywe srebro. Żona pracuje, a ja przynajmniej w ten sposób mogę jej pomóc w codziennych obowiązkach.

MB: A myślisz o przyszłości? Jak ją sobie wyobrażasz?

RP: Oczywiście, że myślę. Przede wszystkim o tej najbliższej.

MB: Co masz na myśli?

RP: W jednej sekundzie zawalił mi się świat. Miałem tyle planów i marzeń do zrealizowania. Wypadek otworzył mi oczy i pokazał, jakie to wszystko jest kruche. Wiedziałem jednak, że się nie poddam, nie mogę! Mam dla kogo żyć, dla kogo się starać. Przede mną bardzo długa droga do samodzielności, o której tak bardzo marzę. Chciałbym kontynuować i rozwijać pasje, wrócić do aktywności fizycznej, do pracy. Chodzić z żoną na spacery, biegać z córką po parku. To są bardziej odległe marzenia, których nie zrealizuję bez tego, na razie dla mnie najważniejszego, czyli bez odpowiednio dopasowanej protezy. A taką szansą jest dla mnie proteza modularna uda.

MB: Co to takiego? Czym różni się od standardowej?

RP: Jak sama nazwa wskazuje, składa się z modułów, które można dobierać i wymieniać w zależności od potrzeb. Najważniejszy w niej jest ruchomy staw kolanowy, więc z taką protezą naprawdę można wrócić do aktywności fizycznej i …normalnego życia. Właśnie dlatego, że jest taka niezwykła, jest jednocześnie bardzo droga. Kosztuje ok.100 000 zł. Zdecydowałem się na pomoc portalu siepomaga.pl w zorganizowaniu zbiórki, gdyż sam nie zdołam uzbierać tak astronomicznej kwoty. Hasło, które towarzyszy zbiórce to: „Dostałem ogromną szansę od losu, żyję. Nie wolno mi tej szansy zmarnować!” W pełni się z nim utożsamiam. O tym, że spotkała mnie tragedia, wiem. A teraz zaczynam sobie uświadamiać, jak wielkim jestem szczęściarzem.

MB: Po takich słowach mogę powiedzieć tylko ‒ dziękuję ci Radku.

RP: Dziękuję nie tylko za ten wywiad.

Fundacja STOMAlife: Mirela Bornikowska

Mirelę z Radkiem połączyła jedna facebookowa grupa „Stomia – symbol zwycięstwa”. I aż ciepło robi się na sercu, gdy widzimy, że w tych zupełnie nowych czasach udało znaleźć się przestrzeń, w której my stomicy możemy być sobą, w której możemy znaleźć wsparcie i zrozumienie.

Wspólnie szukamy rozwiązań na pojawiające się problemy. Razem próbujemy znosić trudy codzienności. Czasami się śmiejemy, czasami płaczemy, a czasami po prostu wyrzucamy to, co leży nam na sercu. Jesteśmy szczerzy, jesteśmy prawdziwi, a co najważniejsze jesteśmy tam razem ze sobą. Regularnie spotykamy się nie tylko na forum, ale także w postaci wideorozmowy, aby w prostych słowach opowiedzieć, co u nas słychać. Trzymamy kciuki, gdy ktoś potrzebuje wsparcia. I opowiadamy sobie o swoich sukcesach. Jeśli i ty szukasz takiej wirtualnej, stomijnej przestrzeni, dołącz do nas już dziś i przekonaj się, jaka siła idzie wraz ze społecznością, która stoi za sobą murem J Znajdziesz nas na Facebooku – https://www.facebook.com/groups/stomiasymbolzwyciestwa

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na