Bo we mnie jest …złość

Autor: Anna Maruszeczko

Bo we mnie jest… złość

 

Gniew kobiet jest zjawiskiem stosunkowo nowym. Tak twierdzą psycholodzy. Nigdy bym nie podejrzewała. Wydawało mi się, że w mniejszym lub większym natężeniu od pewnego momentu w życiu kobiecy gniew, w moim czy cudzym wydaniu, jednak mi towarzyszy. Zakładając, że ma tyle lat, co ja, to już chyba niemało. Chociaż gdy porównać ten okres na przykład z dwoma tysiącami lat chrześcijaństwa, to rzeczywiście można uznać, że jest młody.

Długo nosiłyśmy obyczajowy pancerz nienagannego zachowania. Złość była dla kobiet niedozwolona. Byłyśmy ćwiczone w ukrywaniu niezadowolenia. „Mama nie miała przyzwolenia na złość, za to bolała ją głowa, przestawała się odzywać i następowały ciche dni“ – wyznaje Ewa Tyralik-Kulpa, trenerka umiejętności psychospołecznych, autorka książki Uwaga! Złość. Skąd ja to znam!

Sama może jeszcze nie w pełni poznałam istotę tej niełatwej, intensywnej emocji, ale na pewno niemało jej doświadczam. Nie zmienia to faktu, że my kobiety nadal jesteśmy na etapie rozpoznawania złości, poznawania siebie w gniewie, obserwowania, kiedy i skąd płynie, jak go manifestować i wreszcie, jak rozbrajać. Jak pokazują spontaniczne i masowe protesty ostatniej jesieni, złość można uwalniać, krzycząc na ulicy. Osobiście uważam, że to także jest potrzebne, ale na tym nie koniec tematu rozbrajania wściekłości.

Gdy spytać o złość fachowca, to nie ma takiego, który by jej nie pochwalił. Bo tak jak ból alarmuje, że dzieje się coś niepokojącego w naszym organizmie, tak złość sygnalizuje nieprawidłowości w naszych relacjach, rodzinach, związkach. W porę ujawniona pozwala problem zauważyć i jakoś mu zaradzić. Tłumiona ‒ często prowadzi do katastrofy, nie wyłączając poważnej choroby.

Skoro jest taka dobra, to dlaczego jest taka zła? Dlaczego, gdy damy jej dojść do głosu, później musimy się zmierzyć z palącym poczuciem winy? Pewnie dlatego, że przesadziłyśmy.

Jak wykorzystać siłę tkwiącą w złości do pozytywnych zmian, a nie zamienić jej w trudną do ogarnięcia furię, agresywne zachowania, bierną agresję? „Najlepiej złość mieć w ryzach, wyrażać ją możliwie spokojnie i na bieżąco, gdy tylko zaczyna nas coś irytować. Wszystko to po to, żeby tłumione niezadowolenie nie przeradzało się we wściekłość – zapewnia psycholog i psychotraumatolog Małgorzata Anna Słowik. Ewa Tyralik wyraża się na ten temat dosadniej: „Jeśli nie przyjrzymy się uważnie dzikiemu zwierzęciu wewnątrz nas, nie będziemy w stanie go oswoić“. W książce Uwaga! Złość pisze o akceptacji i zagospodarowaniu własnej złości, tak by się od niej nie odcinać, ale też nie pozwolić jej sobą zawładnąć. Autorka marzy, żeby złość stała się normalnym tematem, o którym możemy rozmawiać i którym po ludzku możemy się zająć. Po ludzku, czyli jak? I tu dochodzimy do sedna tej lektury – z wykorzystaniem pełnego potencjału wyższych warstw kory nowej mózgu. Po ludzku, czyli z prawem do popełniania ludzkich błędow, a także naprawiania ich.

Ewa Tyralik jako trenerka umiejętności interpersonalnych przeprowadziła ponad 1000 godzin warsztatów i sesji. Przedstawiając teorie na temat źródeł złości i zdrowego złoszczenia się, obrazuje je wiarygodnymi przykładami z życia. Pisze, opierając się na aktualnej wiedzy naukowej z przynajmniej kilku dziedzin, w tym z neurologii, a także na własnym doświadczeniu. Być może właśnie dzięki temu trafia do serc i umysłów gubiących się w swojej złości czytelniczek.

„Moje panowanie nad złością okazało się szeroko rozpowszechnioną na świecie praktyką odcinania się od emocji i robienia wiele, żeby ich nie czuć [… ] Jednak w końcu przychodzi ciału za to zapłacić […] Pewnego mroźnego popołudnia karetka na sygnale zawiozła mnie z pracy do szpitala, bo zemdlałam. Ciśnienie skoczyło mi pod sufit, a serce nie mogło się uspokoić. Ciało wypowiedziało posłuszeństwo. Koszt magazynowania i przetwarzania własnej niewyrażonej złości stał się dla mnie fizycznie nie do udźwignięcia. […] Złość, nad którą dotychczas wydawało mi się, że znakomicie panuję, zaczęła mi wychodzić uszami. W zasadzie cały czas byłam zła albo smutna“.

Jeśli nie pozwalamy sobie na uzewnętrznianie złości w końcu nas zatruje, pozbawi energii, a wraz z nią radości życia. Nie możemy pozwolić na to, żeby ją stracić. Znam wiele osób, u których jest ona w zaniku. Pewnie nawet nie wiedzą, dlaczego psychicznie cierpią. A przecież odcinając się od jednych emocji, z czasem przestajemy czuć inne. Usilnie izolujemy się od złości, bo wydaje nam się, że tak trzeba, a z czasem przestajemy odczuwać radość.

Dlaczego sobie to robimy? Bo utarło się, że nam nie uchodzi, ale także dlatego, żeby mieć pod kontrolą wszystkie szczegóły rzeczywistości „na takim poziomie, żeby powodów do złości po prostu nie było“. I, jak pisze Ewa Tyralik-Kulpa, do pewnego momentu, na przykład do czasów rodzicielstwa całkiem dobrze nam idzie. Gdy na świecie pojawiają się dzieci, panować nad wszystkim, w takim stopniu jak kiedyś, już się nie da. Coraz więcej rzeczy nas denerwuje, zaczynamy się wściekać, partnerzy pierzchają ze strachu, bo nagle zaczynamy „kopać prądem“. Nie lubimy takich siebie, dopada nas poczucie winy. Nasze życie zaczyna się psuć.

Rodzicielska złość to temat tabu, zły wilk, którego sami boimy się chyba bardziej niż nasze dzieci. Autorka Uwaga! Złość znalazła klucz do złamania kodu destrukcyjnych, niepożądanych zachowań. Wyświetla nam typy myśli zapalników rozkręcających złość w prawdziwą furię, pokazuje, co nie pozwala nam dogadać się z otoczeniem. Naprawdę można nauczyć się wyrażać złość w sposób świadomy i zdrowy. Ta książka może w tym pomóc.

Kiedy szaleją w nas silne emocje, odnosimy czasami wrażenie, że nie jesteśmy sobą. Nic dziwnego. Jak wykazuje autorka, analizując budowę mózgu, u rozzłoszczonych ludzi obserwuje się przede wszystkim wzmożoną aktywność pnia mózgu, który jako ewolucyjnie najstarsza jego część, czasami obrazowo nazywany jest „mózgiem gada“. A wszystko, co uważamy za „ludzkie“, wniosła w nasze życie kora przedczołowa – najmłodszy fragment mózgu.

Dzięki korze przedczołowej odróżniamy dobro od zła i przejmujemy kontrolę nad własnymi myślami. To ona sprawia, że możemy zapanować nad impulsami oraz przetwarzać emocje. Pełni też inne ważne funkcje – wspiera mechanizmy motywacyjne, planowanie, gospodarowanie energią, a także skomplikowane procesy społeczne, w których bierzemy udział. Ten fragment mózgu jest w stanie sprawić, że poradzimy sobie z impulsami złości. Zatem, gdy gad złości próbuje nas opętać, kora przedczołowa może pomóc w zarządzaniu sobą w trakcie tej emocji. I co najważniejsze ‒ korę przedczołową można ćwiczyć!

Jak? Sposobów jest naprawdę wiele. Wielką moc w osłabianiu ładunku złości ma nazywanie jej źródła czy bodźca oraz mówienie o tym, co ona z nami robi. To może być wizualizacja: za każdym razem, gdy gad zaczyna się awanturować w tobie, wyjdź z siebie i stań obok, od razu otrzeźwiejesz; w domu zacznij prosić, porzuć żądania, od razu będzie milej; naucz się pokojowo odmawiać, odzyskasz swoją przestrzeń. Autorka Uwaga! Złość od lat praktykuje i popularyzuje metodę Porozumienia bez Przemocy (NVC) Marshalla Rosenberga, poleca także ćwiczenia bioenergetyczne w ramach Metody Alexandra Lowena (kanał YouTube Grzegorza Byczka).

Coraz więcej osób chronicznie zezłoszczonych ratuje się też medytacją. Badania TK mózgu mnichów dowodzą, że w czasie medytacji lepiej ukrwiona jest ta jego część, która jest odpowiedzialna za szczęście i dobre samopoczucie, a jeżeli medytujemy częściej, staje się grubsza i silniejsza.

Zatem zostawiam cię, Czytelniczko i Czytelniku, z informacją, że odpowiednimi ćwiczeniami możesz zmienić strukturę mózgu. To jest jak ćwiczenie na siłowni, gdzie wzmacniamy określone partie mięśni. Efekty przychodzą już po ośmiu tygodniach.

Tylko nie wpadnij w złość, ćwicząc techniki panowania nad złością.

 

Ps. Poproszę o dopisanie do mojego bio adres Instagram.com/annamaruszeczko

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na